Type and press Enter.

Copywriter: jak przetrwać świąteczną posuchę

Żyję już wiele lat na tym świecie, ale dopiero rok temu słuchając jakiegoś podcastu o doli copywritera zdałam sobie sprawę, że już parę razy zdarzyło mi się, że koniec grudnia i początek stycznia był czasem posuchy.

Nie ma co robić.
Nikt nie chce artykułów.

Każdy jest na urlopie i nawet nie myśli odpowiadać na maile.

Jeszcze do tego faktury utykają na tydzień w księgowości, bank ma wolne, więc konto świeci pustkami.

Brak zleceń to dla copywritera wielki cios w dumę i poczucie wartości. Dopiero słuchając tego podcastu dotarło do mnie, że to nie przypadek, że mnie to spotyka i że to przytrafia się wielu copywriterom.

Przypomnijcie sobie, jak to jest: wysyłacie w panice maile 28 grudnia, bo już od tylu dni nie ma nic do roboty.

Zanim ktoś wam odpisze i coś z tego wyniknie, może minąć dobry tydzień.

Co dodatkowo śmieszne, sytuacja do tego czasu już sama wraca do normy, więc te dziwne oferty, na które odpowiadaliście w chwili stresu i biedy, już was nawet nie interesują.

Pozostaje jednak fakt, że jesteście parę tygodni do tyłu z artykułami.

Jest i dodatkowy aspekt: planując wcześniej, w Święta możecie się spokojnie zająć sobą. Gdy akurat nie ma pracy, często copywriter ima się przypadkowych, mało dochodowych zajęć, i 27 grudnia zamiast się cieszyć życiem, siedzi na jakiejś dziwnej stronie ze zleceniami i pisze nieciekawe artykuły, a potem tydzień się zamartwia, czy to już koniec jego kariery.

(Pisałam kiedyś już o okropnych ofertach pracy dla copywritera, jak i o rodzajach zleceń, z których nigdy nic nie wychodzi. To takie typowe grudniowe pułapki.)

Dotarło do mnie, że to się nie musi dziać, a żeby się nie działo, trzeba się przygotować wcześniej.

Jak temu zapobiec?

Moja najlepsza rada, to zacząć się ubezpieczać na brak zleceń już teraz. Zamiast pisać rozpaczliwe maile 4 stycznia, gdy pewność siebie copywritera, który nie ma pracy,  jest już w okolicach zera, lepiej rozesłać teraz luźne i godne propozycje.

Można przejrzeć skrzynkę odbiorczą i znaleźć te maile o artykułach z czerwca, z których wtedy nic nie wyszło.

Lub kontakt do kogoś, kto czasem przyjmuje wasze teksty, ale ma duże wymagania i trzeba mu się przypominać, więc w lepszych czasach się go unika.

Warto zapytać kilka osób, dla których piszemy od czasu do czasu, czy mają dla nas coś do roboty pod koniec grudnia.

Można też teraz odpowiedzieć na kilka nowych ofert, napisać jakiś dawno odkładany tekst próbny i przypomnieć się znajomym.

Efekty wszystkich tych działań zaczną być widoczne właśnie w grudniu. Dzięki temu okaże się, że ilość pracy jest równomierna przez cały miesiąc i również w pierwszych dniach stycznia, gdy regularni zleceniodawcy dopiero odpinają narty i otwierają skrzynki mailowe.

Dla mnie dojście do tego, że nie muszę czekać na katastrofę, tylko mogę jej w porę zapobiec, była istną rewelacją. Powodzenia!