Type and press Enter.

Nauka tybetańskiego w Indiach

Uliczne kwiaty w indiach

Przez jakiś rok uczyłam się tybetańskiego w Indiach. Czy trzeba jechać do Indii i jak się uczyć, żeby się nauczyć?

 

 

Daaawno, dawno temu pisałam o nauce tybetańskiego w Polsce i obiecywałam, że napiszę też o tym, gdzie uczyć się tybetańskiego w Indiach. Ostatnio pojawiają się różne pytania odnośnie nauki tybetańskiego, dlatego to dobra okazja, żeby wreszcie dotrzymać słowa.

Może na początek opiszę pokrótce moje doświadczenie z nauką tybetańskiego w Indiach. Przez ok. 4-5 miesięcy uczyłam się w Manjusree Centre of Tibetan Culture w Darjeeling. Rok później przez kolejne 4-5 miesięcy w Library of Tibetan Works and Archives w Dharamsali i w Esukhii w Dharamsali. Rok później znowu uczyłam się w Dharamsali, tym razem głównie w Esukhii. Długość 4-5 miesięcy podaję tu dla orientacji, bo już nie pamiętam, ile to dokładnie było. Od ostatniego powrotu w lipcu czasem mam lekcje na Skype z nauczycielami ze szkoły w Dharamsali.

puszka_usa_tybet_kwiaty_guerilla_gardening

Mam do napisania mnóstwo ciekawych rzeczy o każdej z tych szkół, ale wszystko zostało już doskonale podsumowane na tej stronie.

Ten facet uczył się dłużej niż ja i bierze pod uwagę również jedną czy dwie szkoły o których nie wspominałam, więc warto przeczytać jego zestawienie. Bierze też pod uwagę, która szkoła jest najdroższa, gdzie jest najlepszy poziom i gdzie się najlepiej żyje przez dłuższy czas a gdzie jest tylko łyse pole, upał, mało internetu i ryż codziennie na obiad (Sarah Collage, Thosam ling).

Ogólnie to zdecydowanie polecałabym wyjazd do Dharamsali, ponieważ 4 z 5 opisywanych przez niego szkół są w mieście lub w promieniu 40 km. Ostatnio uruchomiono też jeszcze jeden program nauki, który nazywa się Lotsawa Rinchen Zangpo, jest bardzo intensywny ale też chyba dobry. Trwa chyba minimum 2 lata. Parę osób z tego programu przychodziło czasem do na lekcje na które chodziłam do innych szkół i bardzo dobrze mówili po tybetańsku. Można też umawiać się na prywatne lekcje; jest taka gazeta lokalna Contact i tam się ogłasza jedna czy dwie panie. Kursy sezonowo pojawiają się też w Deer Park Institute w Bir, a to też jest stosunkowo blisko od Dharamsali.

Aha, nie jest to nauka w Indiach, ale trzeba wiedzieć, że można się też uczyć w Rangjung Yeshe w Kathmandu. Jako miejsce do życia jest tam całkiem przyjemnie i tanio, szkoła jest w centrum, blisko stupy, restauracji i hoteli, więc na pewno fajnie by było tam pomieszkać. Nie wiem jaki jest poziom, bo nigdy się tam nie uczyłam. Z tego co wiem, kursy są cholernie drogie (parę tysięcy dolarów za kilka miesięcy) i trzeba na nich zostać przez parę lat. No i Polacy chyba dostają wizy do Nepalu na 30 dni a potem trzeba je ciągle przedłużać i za to płacić, a do Indii dostaje się na pół roku, więc to też na pewno warto wziąć pod uwagę.

Z kolei w Darjeeling nie ma nic poza Manjusree Centre i naprawdę można się tam wynudzić. Jest kino, ale kino otworzyli w tym roku też w Niższej Dharamsali… Jak byłam w Darjeeling, to miałam w klasie poza mną 3 osoby i wszyscy zwiali po paru miesiącach, więc zostałam sama! Nie ma też tam prawie żadnej kultury buddyjskiej, tzn jest kilka świątyń, które działają jak kościoły na wsi, to znaczy są otwarte tylko w niedzielę albo raz dziennie o siódmej rano. Można pojechać na wycieczkę do Sikkimu, ale wbrew pozorom to nie będzie wycieczka na jedno popołudnie, bo w jedną stronę dokądkolwiek jedzie się 3-6 godzin. I w tych jeepach naprawdę trzęsie i jest ciasno i głośno, więc wybijcie sobie z głowy, że spożytkujecie ten czas na naukę.

dzikie_psy_indie_darjeeling_kolej_w_indiach_psy_w_indiach_indyjski_pies
Darjeeling już zawsze będzie kojarzyło mi się z takim widokiem.

Trudno to porównać z Dharamsalą i okolicami, gdzie mieszka Dalajlama, Karmapa, wielu lamów i naprawdę jest co robić. Ogólnie w czasie mojego pobytu w Darjeeling przypadkowo poznałam bardzo fajnych znajomych z którymi mieszkałam i było super, więc nie wspominam mojego wyjazdu źle. Ale to, że ich spotkałam, to był przypadek, który zresztą wydarzył się dopiero po paru miesiącach, a przez pierwsze dwa czy trzy myślałam że umrę z nudów. Jeśli pojedziecie do Dajreeling, to jak coś wam się nie będzie podobać, to będziecie musieli i tak tam siedzieć albo zrezygnować z nauki. W Dharamsali macie do wyboru kilka wspomnianych wyżej szkół. Muszę tu też wspomnieć, że jeśli dany nauczyciel wam się nie spodoba w Dharamsali, to macie do wyboru kilkunastu/kilkudziesięciu innych. W Darjeeling jest dwóch. Podobno pewien dobry nauczyciel ma wrócić do Manjusree ale nie wiem, czy to prawda, bo słyszałam o tym z tego samego źródła, które mi kazało jechać do Darjeeling mówiąc że jest tam super, i któremu się nie podoba w Dharamsali, więc weźmy poprawkę na to, że może się ono po prostu zawsze mylić.

Przejdźmy do kosztów takiej przyjemności. Chciałabym tu obalić mit, jakoby to była rozrywka dla super bogatych. W klasie miałam zawsze wiele, wiele osób z rozwijających się lub biednych krajów a nawet ci z bogatszych często pracowali parę miesięcy jako np. opiekunowie osób starszych, żeby potem się przez parę miesięcy uczyć. Koszty pobytu bardzo zależą od tego, czego się oczekuje i co zamierza robić. Znam takich, którzy mieszkają w wiosce Amdo za Dharamsalą i płacą 2000 rupii czynszu a do tego wydają tyle samo na worek ryżu i podstawowe warzywa. Znam też takich, którzy wydają 21 000 rupii na czynsz, jeżdżą codziennie do szkoły taksówką i jedzą każdego dnia każdy posiłek w restauracji. Dlatego bardzo trudno jest powiedzieć, ile potrzeba pieniędzy. Powiedziałabym, że w Darjeeling jest taniej, bo nie ma tam na co wydawać pieniędzy i szkoła bardzo mało kosztuje.Z drugiej strony jeśli chodzi o ofertę mieszkaniową, to praktycznie jej nie ma, więc mieszkanie nigdy nie kosztuje 2000 rupii. Z kolei w Dharamsali, mieszkając w wiosce i ucząc się tylko w Library of Tibetan Works and Archives,która kosztuje ok. 1000 rupii miesięcznie, też można żyć bardzo tanio. Na pewno nie jest tak, że tylko bogaczy stać na taki wyjazd.

Czy o czymś jeszcze nie wspomniałam? Aha, nauka tybetańskiego to nie jest zabawa na miesiąc ani dwa. Panuje błędne przekonanie, że uczenie się tybetańskiego przez pół roku to strasznie długo, a kurs weekendowy wystarczy do opanowania podstaw. Bardzo ciekawie zostało to opisane tu na przykładzie porównania języka japońskiego do tybetańskiego. Wniosek? Nawet na najbardziej słynnych uniwersytetach często do tłumaczenia tybetańskich tekstów zasiadają ludzie po roku-dwóch nauki, i to nauki od podstaw! To tak, jakby oczekiwać od uczniów podstawówki tłumaczenia Szekspira. Dla porównania, od tłumaczy japońskiego wymaga się 5-7 lat nauki. Dlatego nastawianie się na to, że będziemy wybitnymi tłumaczami po miesiącu czy trzech nauki jest nierealistyczne i niepotrzebnie wprowadza zamieszanie.

 

2 comments

  1. […] języka? Pominę tu na razie wyjazd do Indii lub Nepalu, bo to osobny temat, który zasługuje na osobny artykuł. Jeśli mamy ochotę nauczyć się tybetańskiego w Polsce, pierwszym pomysłem, na który można […]

  2. […] w konkursie „Książka Przyjazna Dziecku”. Przez ok. 1,5 roku uczyłam się tybetańskiego w Indiach. Teraz mieszkam w […]

Comments are closed.