Type and press Enter.

Obsługa w Szwecji jest naprawdę zła.

Świat pełen jest mód i stereotypów, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych. Niektóre kraje mają na przykład wybitnie dobrą prasę i każdy ci powie, że jest tam NAJLEPIEJ.I że marzą, żeby tam mieszkać. I że wszyscy są tam szczęśliwi. Zawsze! Do takich krajów należy Szwecja. Mimo, że może rzeczywiście czasem jest tu najlepiej, pod jednym względem jest najgorzej.

Dobrze zilustruje to sytuacja, która miała miejsce latem, gdy odwiedził nas kolega z Polski. Zabraliśmy go na wycieczkę do Vasteros. Była 18:00 w poniedziałek i prawie wszystko było już zamknięte. W końcu udało nam się znaleźć szwedzką kawiarnię nad rzeką. Byliśmy w niej jednymi z zaledwie kilku gości i siedzieliśmy na prawie pustej sali. Kelnerki patrzyły w telefony i rozmawiały.  Chwilę ustalaliśmy, co byśmy chcieli, ale po dwudziestu minutach zrozumieliśmy, że tego nie dostaniemy i sobie poszliśmy. Nikt nas nie zauważył.

Było to dla mnie niezwykle zaskakujące. Później takich sytuacji było jednak więcej i w końcu się przyzwyczaiłam. Do urzędu nie można iść o 13:00, bo jest przerwa na kawę. Niektórych sklepów technicznie nie da się odwiedzić, bo są otwarte tylko od środy do piątku od 13:00 do 16:00. Może to brzmi jak kolejne krzywdzące uogólnienie wzięte znikąd, ale ja mówię tu o konkretnych sklepach w pobliżu mojego domu, w których byłam tylko raz lub dwa, bo przez większą część tygodnia są zamknięte. Wymownym przykładem niech będzie sklep ze starzyzną, który otwarł się parę miesięcy temu w centrum. Udało mi się go odwiedzić raz, później zawsze był zamknięty. Gdy przechodziłam tamtędy tydzień temu w środę o 14:00 nie zaskoczyło mnie więc, co zobaczyłam:

gone fishing sign szwecja obsługa klienta w loppisie sklepie zawsze jest zamknięte

Mówiąc szczerze, jeszcze przez kilka tygodni wydawało mi się, że to tylko jednostkowe przypadki. W końcu z ciekawości zaczęłam poszukiwania w internecie i kazało się, że wielu obcokrajowców mieszkających w tym kraju ma dokładnie te same odczucia. Jeden wśród rzeczy, których najbardziej nienawidzi w Szwecji wymienia po pierwsze to, że obsługa klienta nie istnieje a po drugie to, że w pracy każdy się stara “wystarczająco” (popularne szwedzkie słówko Lagom), zamiast się naprawdę postarać. Niektórzy po latach w tym kraju przyznają nawet, że przyzwyczaili się i zaczęła im odpowiadać “brutalna szczerość” sprzedawców.Inaczej swoje uczucia ubrał w słowa inny obcokrajowiec od wielu lat mieszkający w Sztokholmie :

there are days when I really wonder if Swedes are mentally okay in the head.

Co ciekawe, przez całe życie spędzone w Polsce miałam styczność z ludźmi, którym noski zadzierały się do góry, gdy mówili w kawiarni wybrzydzając na cappucino czy w pizzerii w Kozienicach, gdy kelner nie znał włoskich słówek:

– Boże, jaka straszna obsługa. Nie to, co w takiej Szwecji…

Jakże miło było mi odkryć, że jest zupełnie odwrotnie. Rozumiem, że żale na obsługę w Polsce pochodzą z lat ’80 i ’90, gdy baba w czepku burczała na klientów zza lady malując paznokcie. Ale kiedy ostatnio widzieliście taką babę? Dziś klient ma zawsze rację i każdy, kto pracował w gastronomii powie wam, że wcale a wcale się nie obija, tylko biega pomiędzy piętrami nosząc sto talerzy i czternaście kufli z piwem w jednej ręce i siedemnaście rachunków w drugiej, uśmiechając się przy tym do każdego. Nic dziwnego – na jego miejsce są dziesiątki, a czasem tysiące chętnych. Praca ma prawdziwe znaczenie, bo dzięki niej można opłacić mieszkanie lub studia. Od tego zależy życie rodzin. Utrata pracy to dla wielu kelnerów nie są żarty.

Tymczasem wyobraźcie sobie, że jesteście kelnerami w Szwecji. Mieszkanie socjalne od państwa (o standardzie dobrego mieszkania w Polsce) zawsze na was czeka. Musicie tylko opłacić czynsz, no chyba że dostaniecie do niego dopłatę, a prawie każdy dostaje. Dzieci nie umrą z głodu, bo są zasiłki. Jeśli nie będziecie mieć pracy, dostaniecie zasiłek. Albo powiecie w urzędzie, że chcecie się uczyć na cieślę lub rzeźbiarza i będą wam dawać na to pieniądze. Jak już naprawdę trzeba będzie znaleźć zatrudnienie, to ofert są tysiące a chętnych brak, więc wystarczy, że pójdziecie w pierwsze lepsze miejsce. Będziecie stać tam przy ladzie i gapić się cały dzień w telefon, bo jak was zwolnią… to co z tego? Nie żeby Szwedzi byli jakoś szczególnie skorzy do konfrontacji i stanowczego zwalniania kogokolwiek.

A przecież nie można powiedzieć, że w porównaniu z polskimi kelnerami szwedzcy się jakoś strasznie przepracowują. Przecież Szwedzi już dawno wymyślili system, w którym każdy staje w ogonku do kasy i bierze sobie po kolei kawę, sałatkę, deser, zupę i danie, sam nalewa wodę i sam niesie to wszystko do stolika. 98 % transakcji w Szwecji odbywa się kartą i wszędzie są terminale, więc nawet niespecjalnie trzeba umieć liczyć w takiej pracy. Więc co tak naprawdę pozostaje do roboty kelnerowi? Niewiele.

No dobrze, a więc jak to możliwe, że jednak do Szwecji  przyjeżdżają turyści i udaje im się nie umrzeć z głodu i kupić coś w sklepie? Jakim cudem Szwedów jednak widać na mieście w kawiarniach i restauracjach i ktoś ich tam obsługuje? Odpowiedź brzmi: imigranci.

Ci wstrętni, okropni imigranci, bez których Szwecja dawno już przestałaby działać. Którym jeszcze na czymkolwiek zależy, bo praca ma dla nich wartość. Następnym razem, jak będziecie w Szwecji, spróbujcie coś zjeść w porze lunchu. 8 na 10 restauracji to lokale tajskie, chińskie, tureckie pizzerie czy mongolskie bufety, w których będzie huczało jak w ulu i zostaniecie obsłużeni od razu. Mniej więcej tak, jak w Polsce. 1 na 10 to szwedzka restauracja, w której może trzeba będzie zadzwonić dzwonkiem lub krzyknąć, żeby kelner rzucił bierki i wyszedł z zaplecza, ale w końcu wyjdzie. Pozostała jedna jest taka, że szkoda gadać.

Podobnie jest też w wielu sklepach. Z tego co wiem, opłaca się otworzyć sklep ze względów podatkowych i wielu Szwedom wcale nie zależy na tym, żeby koniecznie coś w nim sprzedawać i sterczeć za kasą od rana do wieczora. Stąd w mojej niewielkiej miejscowości otwarte parę razy w tygodniu przez parę godzin sklepy antyczne, muzea, sklep z jakimiś formami do jakichś rzeźb których nie rozumiem czy sklep z odżywkami dla sportowców. Na rynku jest sklep z piżamami, dwa optyczne i zakład fotograficzny. Wszystko to oczywiście nikomu do niczego nie jest potrzebne. Na pewno pomaga też fakt, że w przeciwieństwie do Polski, po otwarciu legalnej działalności nie trzeba od pierwszego miesiąca harować jak wół, bać się kontroli i drżeć przed ZUS-em który trzeba natychmiast opłacić. Można sobie otworzyć sklep, a jak się nie uda, to trudno.

Bardzo ciekawe wyjaśnienie złej obsługi w Szwecji znalazłam na jednym z blogów. Okazuje się, że ważnym prawem w Szwecji (tak ważnym, jak w Indiach ” będzie co ma być” czy w Polsce ” daj mi gwóźdź i sznurek a zobaczysz, że się da”), jest Prawo Jante. Jego główna zasada to: ” „Nikt nie jest kimś specjalnym. Nie próbuj wyróżniać się ani udawać, że jesteś pod jakimkolwiek względem lepszy od innych”. Chętnie o tym kiedyś napiszę więcej, bo pod wieloma względami to jest pozytywne założenie. Ale w handlu czy gastronomii prowadzi do tego, że: 1. klient nie ma zawsze racji i nikogo nie obchodzi jego zdanie 2. nikt z pracowników nie chce wyjść na wyrywnego, bo lepiej siedzieć cicho i się nie wyróżniać.

Trzecim powodem, dla którego ludzie otwierają bez sensu sklepy z antykami na pustkowiu, które są otwarte 8 godzin w tygodniu, jest samotność. Dużych miast jest w Szwecji o wiele mniej, niż w Polsce i o wiele więcej ludzi mieszka na wsi. A wieś rzadko wygląda tak jak u nas, z barem, kościołem, bazarem i lokalnymi sklepikami na rynku, gdzie zawsze można pogadać. Często to jest po prostu pięć domów na polu. O ile nie jeden dom. Ileż to razy zatrzymywaliśmy się przy drodze obok napisu “LOPPIS” (Targ staroci) i z drewnianego domu wybiegała baba w gaciach lub oszołomiony brodacz i oprowadzali nas po swoich towarach złożonych z czterech misek, starej książki, zdekompletowanych ozdób choinkowych i trzech spranych garniturów. Widać było, że nie chodzi o to, żeby je sprzedać, tylko o to, że drugi człowiek zatrzymał się, zajrzał i że można z nim zamienić słowo. Które w Szwecji, gdzie wszystkiego jest w bród, jest chyba jedyną rzeczą, której brakuje.

2 comments

  1. […] rzeczy, które ludzie mówią o Szwecji, to nieprawda, ale akurat w jednym rzeczywiście się nie mylą. Chodzi mi o szwedzkie lasy. […]

  2. […] szwedzkiej obsłudze już raz pisałam. Niektóre szwedzkie systemy mające w założeniu ułatwić życie są męczącym koszmarem, jak […]

Comments are closed.