Type and press Enter.

Copywriter: po czym poznać, że ze współpracy nic nie będzie?

Wiele kreatywnych zawodów to takie trochę dzikie pola, na których nigdy nie wiadomo, co się wydarzy.

Zdarzało mi się odpowiedzieć na dwuzdaniowe oferty zamieszczone o północy na przypadkowym portalu, i nawiązać w ten sposób lukratywną, wartościową współpracę na lata.

Zdarzało się też, że profesjonalizm i zainteresowanie moimi usługami aż biły od firmy, i po miesiącach ustalania stawek, umów i tekstów próbnych, odebrałam jedną fakturę na 21,87 zł i nigdy do niczego więcej nie doszło.

Dlatego nie sposób generalizować. Po wielu latach w tej branży są jednak takie sygnały ostrzegawcze, które od razu mówią mi, że nic z tego tak naprawdę nie będzie.

Aha – przez “nic z tego nie będzie” nie mam na myśli, że koniecznie nic; może to się udać przez tydzień lub miesiąc, ale potem raczej nic z tego nie będzie.

  1. Nie do końca określone obowiązki

Długo wydawało mi się, że to zwykłe nieporozumienie i nie ma co się czepiać.

Lata doświadczeń nauczyły mnie jednak, że zwykle jak obowiązki są takie nie do końca dookreślone, to okazuje się ich zawsze być więcej, a nie mniej, niż to się początkowo wydawało. Dlatego lepiej mieć zawsze szczegółowe wytyczne, długości tekstów i stawki, na które można się w razie czego powołać.

  1. Wydzwanianie

Nie mówię że zawsze – czasem ktoś chce po prostu usłyszeć nasz głos, żeby wiedzieć, czy może nam zaufać, obgadać jakieś podstawowe kwestie, bo łatwiej mu się wyrazić przez telefon, umówić pierwsze spotkanie. Nie ma problemu.

Z mojego doświadczenia jednak wynika, że jeśli standardowe zlecenie, które zwykle obywa się całkowicie bez komunikacji telefonicznej, u kogoś wymaga deliberowania godzinami przez telefon, to raczej nic z tego nie będzie. Jeśli ktoś chce poświęcać tyle czasu na wiszenie na telefonie, to jest prawdopodobne, że w ogóle nie rozumie sedna pracy freelancera i nie da zleceniobiorcy tyle wolności, ile by oczekiwał, a przez to współpraca będzie trudna.

Kiedyś współpracowałam z panem, który tak lubił rozmowy telefoniczne, że już mój poprzednik wytargował… wynagrodzenie godzinowe i wliczał „przegadany czas” do czasu pracy. To może być pomocne, żeby ostudzić zapał krasomówczy waszego zleceniodawcy.

  1. Zbyt skomplikowane systemy
    document-3271743_640.jpg

Mówię tu o systemach, gdzie instrukcje są chaotyczne, nikt ci nie ma czasu pomóc i nie wiadomo o co chodzi. Zamiast pisać, ślęczy się nad jakimiś rubrykami i edytuje zdjęcia żeby miały odpowiednią szerokość, a jak popełnisz jeden błąd to wszystko się rozjeżdża i wszyscy są wściekli, a skąd masz wiedzieć, jak to robić?

Ostatnia moja współpraca tego typu skończyła się tym, że zdałam sobie sprawę, że z każdej godziny 10 minut piszę, a 50 zajmuję się biurową dłubaniną której ani nie lubię, ani to nie należało nigdy do moich obowiązków, i musiałam przestać tam pracować. Tak, myślę, że chodzi też o proporcje.

  1. Projekt dopiero startujący, nie wiadomo o co chodzi

Sam w sobie dopiero startujący projekt nie jest zły, gorzej jak sam zleceniodawca jeszcze do końca nie wie, czego chce i na czym to wszystko będzie polegało. To sprzyja nieporozumieniom z punktu 1, bo wydawało się, że zdjęcia znajdą się same, a okazuje się, że trzeba ich szukać, a tekst formatować pod niezwykle skomplikowany system (pkt. 2.), którego wszyscy dopiero się uczymy.

Sprzyja to też niedoszacowaniu ilości czasu, jaka jest na coś potrzebna, bo zleceniodawca jeszcze sam nie wie, a ty nie masz wszystkich faktów, więc nie możesz tego prawidłowo ocenić. Często pojawiają się więc w ostatniej chwili prośby od czapy, typu że jeszcze „przy okazji” Facebook poprowadzić i najlepiej w ogóle całe biuro. To wszystko często ciągnie za sobą problemy z pktu 5., 6., 7., i 8.

Czasem lepiej się wycofać, żeby się nie denerwować.

5. Kompletny chaos

To punkt nieco pokrewny z ostatnim. Są takie zlecenia, że dostajesz wybrakowany brief ze sprzecznymi zaleceniami, ktoś ci każe odesłać gotowy tekst w piątek o 12:00, a dopiero  o 12:01 dostajesz od niego temat.

W tym punkcie mieszczą się również wszelkie problemy nie związane bezpośrednio z pracą, ale równie bolesne: zapominanie o umowach, NIEWYSYŁANIE PITU (TAK, zdarzyła mi się kiedyś kobieta, która wysłała PIT do US a do mnie nie i musiałam sama to wyprostować we wrześniu!), wysyłanie wynagrodzenia po trzech miesiącach.

Czy warto się w to ładować zależy od tego, jak dobrze płatne jest zlecenie i czy jest miło.

Tak, to czy jest miło też ma znaczenie!

Mam jednego zleceniodawcę, który mi wysyła briefy, w których muszę się domyślać o co chodzi i czasem muszę prosić o poprawki, bo nic się nie zgadza. Ale poza tym jest sympatyczny, mamy miły kontakt, odpisuje na maile, nie robi problemów i szybko płaci, więc z tym żyję. Gorzej, jak za chaosem idzie taki lekki brak kultury (maile typu: ZR1UB TO NA JUTROdobra???), a zleceniodawca w ogóle zapomina, że coś zlecił. Wtedy czasem nie ma sensu tego ciągnąć, bo i tak nic z tego nie będzie.

6. Ciągłe poprawki i uwagi

Z tej porady nie da się skorzystać od razu, bo na początku poprawki muszą się pojawiać. Mówię tu raczej o sytuacji, gdy wiesz, co robisz, odpowiadasz na ogłoszenie, zleceniodawcy podobają się teksty próbne czy portfolio, coś zleca, a później zaczyna kręcić nosem.

I tak przy każdym zleceniu.

Kiedyś mi było przykro i próbowałam dogodzić albo się kłóciłam.

Teraz wydaje mi się, że nie ma na świecie człowieka, który przypadnie do gustu każdemu, wpasuje się w każdy styl i dobrze napisze o wszystkim, więc jak ktoś czepia się każdego słowa i nic mu się nie podoba, to po prostu kończę taką współpracę i żyję dalej. Najwyraźniej nie byliśmy sobie przeznaczeni.

7. Dosyłanie wytycznych po fakcie

To trudno na początku wyłapać, bo każdemu może się zdarzyć, że zapomni o czymś wspomnieć, prawda? Więc staram się być wyrozumiała i na początku jestem elastyczna. Ale jak przy kolejnym zleceniu zmiany w zaleceniach pojawiają się PO wykonaniu zlecenia, to to jest marnowanie czasu. To łączy się z punktem 5. (kompletny chaos) i 1. (niedookreślone obowiązki).

Przypomniała mi się właśnie pani, która wysłała mi tekst do tłumaczenia dla pewnego pisma, ja go przetłumaczyłam, a potem się obraziła, że jej nie powiedziałam, że z przesłanych stron kilka było na jeden temat a reszta na drugi 😀 W gazetach zdarza się, że tekst jest publikowany w odcinkach, a poza tym może zlecili pierwsze pół komuś innemu? Zresztą przede wszystkim to nie moja sprawa, bo to jej zadanie, by mi zlecić prawidłowo zlecenie, a moje to je wykonać. Jako wisienkę na torcie i jednocześnie przykład chaosu o którym mówię dodam, że wtedy  przestała mi zlecać, potem pół roku później ktoś z tego samego pisma napisał do mnie wiadomość czy mogę coś przetłumaczyć, potem znowu zapadła głucha cisza, a jeszcze z rok później ta sama kobieta mnie tam chciała z przyjemnością zatrudnić w redakcji, bo najwyraźniej wszystko jej wyleciało z głowy XD Potem przez parę kolejnych lat randomowo dostałam od nich nagle przelew na kilkaset złotych. Mogę tylko się domyślać, czy im się coś znowu pomyliło, czy te teksty rzeczywiście w takich odstępach szły do druku.

Ta historia powinna być w punkcie o chaosie, ale jak masz wrażenie, że zleceniodawca ma amnezję, to nigdy nie wróży dobrze.

8. Dziwne systemy rozliczania

To nie jest może stuprocentowa reguła, ale w moim przypadku się jednak sprawdza. Otóż przykładowo w branży pisarskiej dostaje się wynagrodzenie za stronę lub liczbę znaków, czasem za całość – np. reportaż, artykuł lub skończoną książkę. Natomiast kompletnie nie przystaje do pracy freelancera wynagrodzenie godzinowe i zwykle jak ktoś mi je proponuje, to już wiem, że nie będzie to to, czego oczekuję.

Jestem też ostrożna, jak mowa o stawce za słowo czy jakiś inny dziwny przelicznik, na przykład za jedną literę, choć tu zdarzają się wyjątki i bywa, że to się może sprawdzić.

Kiedyś też napisałam coś dla portalu, który płacił za liczbę wyświetleń (a był to raczej niszowy portal, więc trzeba było promować to, co się napisało) – dla mnie to też była strata czasu.

9. Zbyt szybkie przelewanie uczuć na copywritera

Kilka razy zdarzyła mi się taka sytuacja:

Po jednej rozmowie telefonicznej i mailu zleceniodawca przesyłał mi hasła dostępu do swoich wewnętrznych systemów,  w skrzynce czekały dziesiątki stron wskazówek, przykładowych tekstów i pomysłów. Byłam dodawana jako adresat do rozmów z panią z marketingu i panem od strony internetowej. Pojawiały się sugestie wieloletniej współpracy czy awansu.

Po kilku dniach byłam w poważnym związku i czułam lekki niepokój. Wszystko działo się za szybko.

Gdy teraz o tym myślę, to nigdy nie skończyło się długofalową współpracą.

Nie miałam nawet czasu się zastanowić i czułam się przymuszana. Jednocześnie były wyrzuty sumienia – jak mogę się teraz wycofać, gdy sprawy zaszły tak daleko?

W końcu jednak dochodziłam do słusznego wniosku, że sprawy zaszły tak daleko bez mojej zgody i z ulgą się wycofywałam.

WSKAZÓWKA DLA ZLECENIODAWCY: Copywriter chce… tak: pisać. I wiedzieć, co ma napisać.

Jeśli ma przesłać do wtorku 20 propozycji tematów, albo dobrać do tekstu zdjęcia, to to zrobi.

Ale jeśli ma w jakimś Base Campie czy Trello “przesyłać tematy, jak coś fajnego przyjdzie do głowy” i “pomyśleć nad zdjęciami i obgadać to z panią od marketingu i panem od strony internetowej”, to nie ma pojęcia, co ma tak naprawdę robić. Niedopowiedziana sytuacja ślimaczy się dniami i tygodniami, on nadal nie wie, co ma robić, i w końcu cicho wycofuje się do innych zleceń, żeby… tak: pisać.

10. Narzekanie na poprzednich copywriterów

Bardzo często scenariusze z punktu 9, 6, 5, 4, 2 i 1 zaczynały się od wyznania ze strony zleceniodawcy:

Poprzedni copywriter mnie wystawił

 

Na poprzednim  copywriterze nie można było polegać, dlatego piszę do pani

 

Miałem już kilku copywriterów i nie byłem zadowolony, dlatego cieszę się, że nareszcie trafiam na kogoś profesjonalnego!

Na początku mi to bardzo schlebiało. Biedny człowiek źle trafił, a jeszcze do tego obdarza mnie tak dużym zaufaniem!

Doświadczenie nauczyło mnie jednak, że najczęściej w tej historii jest więcej, niż się wydaje. Szybko pojawiają się dziwne żądania, chaotyczne wytyczne, strumienie uwag, a ja już wiem, że to nie poprzedni copywriter był problemem.

11. Praca to cierpienie

Ostatni powód to jedyny, który nie zależy do końca od pracodawcy. Każdy lubi robić co innego i w czym innym się odnajduje, czasem znaczenie mają tu naprawdę drobne czynniki. Zwykle jest tak, że jak występuje za duża kombinacja powyższych, to praca staje się cierpieniem.

Zdarza się, że nawet jeszcze nie wiem, co mi nie gra, ale już zauważam niepokojące objawy i wiem, że nic z tego nie będzie. Jak mam plan na tydzień, to wszystkie obowiązki idą mi jak z płatka i po kolei je odhaczam, a tą jedną rzecz przekładam na czwartek, potem na piątek i na poniedziałek, i jestem w stanie się tak wozić aż do końca terminu oddania, bo to zlecenie mnie po prostu męczy.

Inny objaw jest taki, że nad czymś, co w teorii powinno trwać godzinę, kolejny raz siedzę już dziewięć godzin i nie mogę skończyć. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że przyjmowanie takich zleceń nie jest dobre, bo prowokuje obijanie się, rozlazłość i odwlekanie obowiązków, a poza tym po prostu jest nieekonomiczne. Dlatego staram się już nie brać zleceń z powyższymi problemami. A Wy których zleceń unikacie bo wiecie, że nic z tego nie będzie?

9 comments

  1. W tej chwili nie mam się o co martwić, ale wydaje mi się, że twoje rady i uwagi są cenne. 🙂

  2. Ja pracuję w innej branży, więc i problemy mam inne, ale wiele kwestii jest jednak uniwersalnych. Początkującemu freelancerowi trudno jest jednak odrzucać nawet źle rokujące zlecenia, na szczęście z czasem nabiera się doświadczenia i wyczucia odnośnie tego kiedy warto a kiedy nie…

    1. Hej, oczywiście wiem, że na początku trudno odrzucać – a myślisz, że jak zdobyłam tą cenną wiedzę o tylu zleceniach i rodzajach zleceniodawców;) Zamiast zniechęcać do próbowania bardziej chciałam pokazać pełen obraz, żeby ktoś kto zaczyna nie rozpaczał że z czegoś nic nie wyszło – czasem tak po prostu jest;)

      1. Każdy wcześniej czy później wypracowuje sobie swoje metody… no chyba, że wcześniej splajtuje. 😉 Ale zawsze warto uczyć się na błędach czyichś a nie tylko na własnych… 😉

  3. A myślałam, że tylko ja zmagam się z pewnymi aspektami pisania. Punkt 6 i 9 jak najbardziej rozumiem i zgadzam się! Tak jak powyżej napisane: z czasem nabiera się doświadczenia i można już wtedy samemu dobierać pod siebie wszelkie zlecenia. Pozdrawiam serdecznie!

  4. Doświadczenie i czas najważniejsze.
    Serdecznie pozdrawiam

  5. […] tzn. nie pisząc w ciemno dla ludzi z anonimowych ogłoszeń (tu mogą być pomocne moje poradniki: JAK POZNAĆ, ŻE ZE WSPÓŁPRACY NIC NIE BĘDZIE i trochę bardziej nakierowany na branżę pisarską: PO CZYM ROZPOZNAĆ OKROPNĄ OFERTĘ PRACY). […]

  6. […] Po czym poznać, że ze współpracy nic nie będzie? […]

  7. […] kiedyś już o okropnych ofertach pracy dla copywritera, jak i o rodzajach zleceń, z których nigdy nic nie wychodzi. To takie typowe grudniowe […]

Comments are closed.