Type and press Enter.

Dobrzy, źli i średni goście

Nigdy wcześniej nie miałam domu. Nie miałam więc za bardzo gości.

Nie przykładałam w ogóle uwagi do tej tematyki, a znajomych dobierałam sobie pod innymi kątami.

Dopiero teraz widzę, że obok przyjmowania gości, bycie gościem jest sztuką.

Tu muszę wyznać coś strasznego. Sama zawsze byłam najgorszym lub co najwyżej średnim rodzajem gościa. Nie z wyrachowania…lecz z czystej głupoty zaprawionej abnegacją.

Jak na wyjeździe na czyjąś działkę była zaplanowana aktywność, a ja chciałam akurat czytać, to czytałam.

]Zawsze śmieszyło mnie, gdy podczas planowania posiłków dziewczyny grupowały się w kuchni, a chłopaki rozpalali grilla lub ognisko. Nie chciałam poddać się głupim płciowym stereotypom! Więc nic nie robiłam…

Mówiąc szczerze, nie umiałam wtedy ani gotować, ani rozpalać ogniska, więc nie była to duża strata, choć mogłam potraktować te sytuacje jako okazje do nauki, co nigdy nie przyszło mi do głowy. Czasem ktoś przydybał mnie do krojenia warzyw, to myślałam tylko o tym, żeby się nie skompromitować.

Pamiętam ten horror:

Sonia, jak ty kroisz?! – krótka pauza lub salwa śmiechu i najczęściej po niej zwalniano mnie do czytania książek.

Nie jestem dumna, gdy to piszę, ale nie sądzę, żeby mi kiedyś przyszło do głowy pomóc komuś w zmywaniu na takich wypadach albo jakoś specjalnie posprzątać przed wyjazdem. Nie przypominam też sobie, żebym coś ze sobą przywiozła jako prezent 🙁

Gdy już wiecie o moich grzeszkach, nie zaskoczy was informacja, że nie wiedziałam też nic o byciu gospodarzem.

Pierwsi goście jedli kiełbaski z ogniska trzymane w ręku.  Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że można nakryć stół i coś ciekawego podać. Pierwsze placki czy jajecznica tu to były pierwsze, które robiłam dla kogokolwiek…

Gdy ktoś niezobowiązująco wpadał na kawę, długo planowałam każdy krok i autentycznie mnie to stresowało, bo każdy ruch to było nowum. W jakich kubkach się podaje kawę? Co do kawy? Dać serwetki, czy nie? Mam cukier?

Dopiero pierwsze wizyty uświadomiły mi, jaką rozkoszą może być wizyta dobrych gości. Szybko dotarło do mnie, że nieprzyjemnie mieć tych gorszych ( a wraz z tym przyszła refleksja o tym, gdzie sama znajdowałam się na tym spektrum…)

Źli goście

Mój kolega, opisując mi jakiegoś swojego znajomego, wystawił mu takie świadectwo:

„…. no i ogólnie jest okej: nigdy mi nigdzie nie nasrał…”

Od tej pory w swoim gronie używamy tej laurki, która akurat świetnie nadaje się również jako ilustracja dzisiejszego tematu. Dobry gość to taki, który… no właśnie.

Wiele lat temu miałam bliskiego kolegę, o którym mówiłam w samych superlatywach. Pewnego dnia zatrwożona koleżanka powiedziała:

Zawsze dobrze o nim mówiłaś… Wczoraj był w okolicy i zapytał, czy może do mnie wpaść na godzinkę i schłodzić białe wino. Oczywiście się zgodziłam… Przyszedł z jakimiś ludźmi, siedzieli i pili wódkę do świtu…Nie dało się go wyprosić. – zakończyła zdawanie relacji.

Tylko  się zaśmiałam! Owszem, kolega był fajny, ale powinna zapytać wcześniej, bo przecież ja bym nigdy go nie zaprosiła do domu -było powszechnie wiadome, że jest koszmarnym gościem.

Słyszałam też o pisarzu, który na przyjęciu u znanej pisarki nasikał komuś w przedpokoju do butów…

Już wiecie mniej więcej, co mam na myśli, mówiąc o najgorszym rodzaju gościa.

Nie najlepsi goście

Nie najlepsi goście to tacy, którzy aktywnie niczego nie niszczą, ale tak jak mi kiedyś, brakuje im wyobraźni, by się do czegokolwiek przydać w jakimkolwiek sensie.

Mogą też być zajęci sobą, ni to przeszkadzając, ni to pomagając.

Taki gość w niczym nie uczestniczy, ale też niczego od siebie nie proponuje.

Gospodarz nie bardzo wie, jak się zachować.

Skoro tak, to czy wolno rozmawiać godzinę przez telefon, albo iść się kąpać? Nie bardzo, bo jest gość. Ale tak, jakby go nie było…No ale jednak jest. W najgorszym wariancie gospodarz przemyka skrępowany po domu czując się, jak służka i odliczając godziny.

Dobrzy goście

To pojemna i na szczęście najliczniejsza grupa.

Wizyta dobrych gości wygląda jak równanie, w którym 2 +2 = 6

Ja umiem zrobić obiad. Ktoś uwielbia pięknie nakrywać lub ma wspaniały głośnik i smykałkę do puszczania muzyki. Ktoś inny samochód, dobre pomysły lub same zabawne historie. Razem tworzymy wspaniale działający organizm. 2 + 2 = 6, czyli nasze potencjały nie sumują się, lecz multiplikują, aż pojawia się nowa jakość, jakiej w pojedynkę nie udałoby się osiągnąć.

Goście coś wnoszą w moje życie, ale i ja coś wnoszę w ich.

Zawsze jak tacy goście wyjeżdżają, to pierwszy wieczór spędzam w melancholii.

Snuję się po pustym, ciemnym domu.

Tutaj dodam, że wbrew temu, co może się wydawać, wizyta dobrych gości nie jest żadnym wysiłkiem pod względem organizacyjnym. To znaczy trzeba coś ugotować i posprzątać wcześniej chatę (to i tak się czasem robi), ale poza tym obowiązki dzielą się pomiędzy wszystkich, więc w efekcie, mimo wielu nowych osób w domu, może ich być mniej, a nie więcej, niż zwykle.

Nikt nie musi taszczyć gałęzi; każdy przyniesie jedną gałązkę i już mamy wspaniałe ognisko.

Najciekawsze obiady powstają w kilka osób.

Jest jakieś powiedzenie, podejrzewam że amerykańskie, że miłość to jedyna rzecz, której przybywa, gdy się nią dzieli? Czy jakoś inaczej to było? A może to buddyjskie powiedzenie? W każdym razie istnieje pewna magia która sprawia, że przy dobrych gościach każdy włożony wysiłek daje zwielokrotnione efekty, a każdy obowiązek staje się kilkukrotnie lżejszy.

Jak odstraszyć złych gości i przyciągnąć tych dobrych?

Wizyta złych gości sprawia, że 2 + 2 = 1.

Wizyta średnich gości sprawia, że 2 + 2 = 4, a to już coś.

Jeśli chodzi o najgorszy rodzaj gości, to po prostu nie podawajcie im adresu. Możecie latami udawać, że nie macie akurat przy sobie długopisu. Gdy będą bardzo naciskać, odmówcie im wprost.

Jeśli chodzi o nie najlepszych gości, to można im wcześniej wyjaśnić, czego oczekujecie. Wiem z własnego doświadczenia, że można naprawdę nie wiedzieć. Jeśli kiedykolwiek w czymś pomogłam podczas „bycia w gościach”, to dlatego, że ktoś mi to wskazał palcem. Powiedzcie więc wprost:

możesz przyjechać, oczywiście, ale tego dnia przyjeżdża do mnie drewno i trzeba je ułożyć.

Zapraszam, ale potrzebuję pomocy w remoncie.

To odstraszy najgorszych gości.

Nie mówcie “zapraszam na działkę, będziemy chillować”, jeśli potrzebujecie, żeby ktoś wam pomógł w remoncie. Wszyscy będą rozczarowani.

Pamiętajcie, że niektórzy – tak jak ja kiedyś – nie umieją nic zrobić, ale dałoby się ich przyuczyć.

Można zapytać, czy chcą nauczyć się robić potrawę, albo czy rozpalali kiedyś w kominku. Czasem nie są ostentacyjnie leniwi (choć to może tak wyglądać), tylko nie próbują nawet dotykać się do czegokolwiek ze strachu i wstydu. Można być tą osobą, która wprowadzi ich w świat krojenia warzyw, a oni nigdy nam tego nie zapomną (mam nadzieję, że w pozytywnym sensie:)

Nie wykluczam, że w późniejszym życiu będę patrzeć bardziej przychylnym okiem na średnich gości. Akurat teraz rzeczywiście potrzebowałam we wszystkim pomocy, bo dopiero kupiłam dom. Wizyta kogoś, kto nic nie wnosi, mijała się z celem. Możliwe, że z czasem wszystko już jest w domu zrobione i ten temat schodzi na dalszy plan.

Jednocześnie właśnie w pierwszych latach można jako gość najbardziej się wykazać. Np. Angelika nauczyła mnie robić zupę, a z Markiem odkryliśmy kurhan i tak już zostanie na zawsze.

WAŻNA UWAGA: Niepełnosprawni, osoby starsze, kobiety ciężarne i karmiące są poza klasyfikacją i nie muszą nic robić. Dlatego też trzeba dla równowagi odpowiednio mocno inspirować do pomocy pozostałych gości 🙂 Tu też trzeba wykazać się i nie być ***jowym gospodarzem, ale to osobny temat, w którym nadal jestem nowicjuszem, więc wypowiem się, jak obrosnę w piórka.

Jeśli życzycie sobie najlepszych gości, to uważnie wcześniej obserwujcie swoich znajomych. Warto ich rekrutować spośród generalnie dobrych osób, które są pracowite i/lub dobrze wychowane.

Na spotkaniu z grupą znajomych strzyżcie uszami na tego typu stwierdzenia:

Ostatnio pojechałem na drugi koniec Polski, żeby pomóc pewnej dziewczynie w wierceniu dziur w ścianie. To była świetna przygoda!

W wolnym czasie pomagam biednym psom w schronisku. Uwielbiam być przydatnym elementem kosmicznej układanki!

Rozumiecie, o co chodzi. Ogólnie warto się trzymać w życiu takich ludzi.

Wiecie już, że byłam kiedyś bardzo złym rodzajem gościa. Kiedyś zwymiotowałam komuś na ścianę… na szczęście zewnętrzną. I to od przyczepy campingowej. Ale nadal. Tej samej osobie rozmroziłam przypadkiem lodówkę…

Dlatego zgodnie z nieubłaganym prawem karmy czasami zapraszam z premedytacją takich sobie gości. Nikt mnie nigdy za moje występki nie powiesił ani nie spotkały mnie inne konsekwencje, więc w ten symboliczny sposób chcę za to odpłacić światu. Gdy już odpłacę, to będę się starała zapraszać tylko dobrych gości.

6 comments

  1. Moja Babcia miała podobny potrójny święty obrazek w domu 😉 Dobrego mieszkania na swoim. Pozdrawiam

  2. kiedys bylam dobrym gosciem, pomagalam przy podawaniu, zmywalam po uczcie…, teraz nie wiem, bo nikogo nie odwiedzalam przez lata. Rzadko miewamy gosci, w tym roku mielismy dwa razy i obie wizyty bardzo udane. Nikt nie wyrywal sie do pomocy, ale przynajmniej zdjeli buty co tutaj jest problematyczne z niezrozumialego dla mnie powodow.

  3. Znowu nie wyslalo mi konentarza, troche to irytujace.

  4. Nigdy nie zastanawiam się nad tym jacy są dobrzy lub źli goście. Teraz na ten temat mogę spojrzeć innymi oczami .

  5. Zucilas mi inne spać po na temat gości, dzięki

  6. Zucilas mi inne swiatlo ma temat gosci , dzieki

Comments are closed.