Type and press Enter.

Najcudowniejsze polskie pisma

Moim zdaniem jest znaczące, że większość tych pism już nie istnieje. Od tych zacznijmy.

Już czytam!

No więc było kiedyś pisemko dla dzieci Już Czytam!

Zdjęcie okładki można znaleźć tylko na jednym blogu, do którego zalinkuję niżej. Składało się z następujących części:

  • opowiadanie z obrazkami – ciekawa, oryginalna historyjka. Pamiętam teraz tylko jedną, w której mały wampirek chciał jeść płatki śniadaniowe zamiast wiewiórczych uszu, spać w nocy zamiast w dzień i być grzeczny, czym sprawiał rodzicom masę problemów wychowawczych.
  • Zagadki, rebusy, zadania
  • komiks o Jacku i Tosi. Kreska w tym komiksie była obłędna, dowcip też na poziomie. Rodzice Jacka i Tosi prowadzili chyba… restaurację?

Raz czytałam sobie jak gdyby nigdy nic Już Czytam!, przewróciłam na ostatnią stronę i na okładce było napisane, że to już ostatni numer…

W latach 90 nie było specjalnie takich rzeczy jak Wydawnictwo Dwie Siostry, poważnych treści i ślicznych ilustracji dla dzieci, a tu wszystko było na najwyższym poziomie.

Długo się zastanawiałam, czy ten, kto to wydawał, wiedział, jaki ma skarb w rękach, czy to był jakiś przypadek?

W końcu poznałam kogoś, kto znał panią, która to wydawała i mówił, że jej się to już wcześniej nie opłacało, ale właśnie wiedziała, jakie to jest wartościowe i bardzo wierzyła w ten projekt, dlatego go długo ciągnęła. Niech Bóg błogosławi tej Pani. Podobno miała męża Francuza, a to pismo to był francuski przedruk.

Tutaj ktoś na innym blogu opisał to pismo ze zdjęciami, o które nie jest tak łatwo (bo ja nie mam ani jednego numeru Już  Czytam!), więc odsyłam zainteresowanych tam.

Machina

Machina też jest pismem kultowym, więc nie trzeba za wiele tłumaczyć.

Kupowali ją moi rodzice w roku typu 1996.

Pamiętam, że miała świetny, szorstki papier.

Dodawano do niej fantastyczne płyty i ze dwie jeszcze mam. Zresztą teraz te hity są i na Youtubie.

Że Machina mnie w ogóle zainteresowała jak miałam 7 lat…?

Już tłumaczę. Na jednej z okładek były Spice Girls… to chyba wystarczy.

Poza tym na końcu Maurycy Gomulicki miał rubrykę z różnymi śmiesznymi zabawkami, figurkami, które znajdował na bazarach i śmietnikach i to mnie też interesowało.

Później czytałam też negatywne recenzje, bo wiadomo, że negatywne smakują lepiej, niż pozytywne. Pamiętam jedną, w której ktoś napisał, że płyta się spodoba tylko fanom pomarańczy, warkoczyków i słońca. No, ogólnie były szczere recenzje różnorodnej muzyki i książek, a dziś gdzie kto by publicznie pod nazwiskiem powiedział coś szczerze o czymkolwiek?

Później chyba przez chwilę nie wychodziła. W końcu redaktorem naczelnym został Piotr Metz, znany również z tego, że jak został redaktorem naczelnym Radiostacji, to się przestało dać ją słuchać.

Wracając do Machiny – nawet papier mnie po zmianach wkurzał.

O tym, na jakim poziomie jajcowanie się tam w tym najgorszych czasie schyłku odbywało, niech świadczą okładki:

jijippp.JPGmadonn.JPG

Hi! Hi! Hi!!!

Filipinka

Nie byłam jakoś specjalnie przywiązana do Filipinki, ale owszem, czytało się, a teraz jak jej nie ma, to dopiero widać, jaka była cenna.

Ślizg

Ślizg!!

Od razu powiedzmy, że nie miałam zielonego pojęcia o jeżdżeniu na deskorolce i w ogóle mnie to nie interesowało.

A mimo to namiętnie czytałam Ślizg.

Zdjęcia deskorolkowców sobie przewijałam, bo interesowały mnie:

  • komiks z Jeżem Jerzym,
  • śmieszne recenzje złych płyt
  • i chyba coś jeszcze.

Możliwe, że z czasem jak zaczęłam słuchać Kalibra 44, to sobie coś tam o muzyce też tam znajdowałam.

Aha, jeszcze ludzie przesyłali zdjęcia swoich graffiti na jakichś odrapanych wagonach kolejowych.

Podobno dodawano do niego płyty, ale ja tego jakoś nie pamiętam.

Przestano go wydawać już w 2007 roku. Co ciekawe, pierwotnie to było pismo dla… wrotkarzy.

Kwietnik, Cztery kąty

Mam takie wspomnienie z dzieciństwa:

uszkodziłam sobie nogę na koloniach i nie bardzo mogłam chodzić przez jakiś tydzień. Wszyscy się nade mną trochę litowali, bo zamiast grać z innymi dziećmi w piłkę, musiałam siedzieć na leżaku i się nudzić :(((

Ja się cieszyłam, że nareszcie wszyscy się ode mnie odczepili i że mogę w spokoju czytać cały dzień Kwietnik i Cztery Kąty :)))

z6605746Q1515623623.jpg.jpg

W tym domu na szczęście był stos tych pism.

Później nigdy ich sama z siebie nie kupowałam, ale ostatnio dostałam od kogoś parę starych numerów i się wzruszyłam.

Czyta się to znakomicie, jest ciekawie, dużo informacji które mi się teraz przydają jak mam dom i ogród, ale też zdjęcia domów , mebli, kwiatów i reklamy z lat 90. (czy kwiaty mogą być z lat 90.? Mogą!)

Później już żadne pismo wnętrzarskie mnie tak nie urzekło. Te z niższej półki za bardzo przypominały  Przyślij Przepis!, żeby je traktować poważnie, a te droższe były z całkowicie obcego mi świata, w którym kanapy kosztują dziesiątki tysięcy i trzeba koniecznie je zmieniać co sezon.

Lampa

Właśnie przywiozłam sobie z domu rodzinnego parę numerów Lampy z 2009 roku, które kupiłam chyba jakoś przed wyjazdem do Szwecji, potem nie miałam jak zabrać i przeleżały do teraz.

Byłam oczarowana.

To było życie.

Można czytać i czytać cały dzień. Jest masa ploteczek, jakich dziś już nie uświadczysz. Ludzie mówili zupełnie szczerze, nie jak dziś, gdzie każdy się certoli z każdym słówkiem ( i niestety słusznie).

Fantastyczny był artykuł o debiutanckiej płycie pewnej kobiety, która dziś już dawno robi coś zupełnie innego i nikt o tej płycie nie pamięta, zresztą płyta nie odniosła sukcesu, a tam jest dokładnie opisane, jak przez 7 lat w męczarniach czekała na jej wydanie, i jak teraz była w Chinach na koncercie i liczy, że to dopiero początek kariery… no, czy to nie jest pocieszające? Nie ma co się tak spinać, bo i tak nikt potem o niczym nie pamięta.

Wczoraj byłam w Bielsku Podlaskim w restauracji Podlasianka, gdzie zupa kosztuje 4 złote, i w Lampie z 2006 roku czytałam opowieść Krzysztofa Vargi o tanich restauracjach w Budapeszcie, i zbiło mi się to w taki wieczny obraz, że jak teraz pomyślałam o Lampie, to pomyślałam też od razu o Podlasiance i Budapeszcie.

Kiedyś jechałam PKS-em nad morze i czytałam niesamowity artykuł Jakuba Żulczyka, w którym on znajduje jakąś starą kasetę zespołu punkowego z lat 90. i szuka, kto to mógł nagrać, i w końcu znajduje jakiegoś zażenowanego posła PO w jakimś małym miasteczku, a ja to czytałam na postoju w dokładnie takim miasteczku i jak patrzyłam na drzwi garażu, to wiedziałam, że ta kaseta była nagrywana we właśnie takim (tym??) garażu.

lampa.JPG
To jest moja ulubiona okładka Lampy. Od wielu lat wisi u mnie na ścianie i podtrzymuje mnie na duchu. Moja mama pyta: czy demoniczny Piłsudski musi wisieć w kącie, który w feng-shui odpowiada za pomocnych ludzi? Odpowiadam: weź pigułkę, zobaczysz. Nie, żartuję: odpowiadam, że tak.

 

Pod koniec Lampy zdążyłam tam jeszcze opublikować dwa opowiadania. Moja przyjaciółka też opublikowała. Ogólnie od wtedy do teraz uwielbiamy okładki Endo (która teraz rysuje dla np. New York Timesa!), komiksy Sieńczyka i złośliwe recenzje wierszy. Jeszcze trochę mogę pożyć, bo nie mam wszystkich starych numerów Lampy, więc będę miała co czytać. A potem zobaczymy.

Pisma, które „jeszcze” istnieją

Przekrój

Trzeba wspomnieć, że jeszcze jest i choć wychodzi raz na 3 miesiące, to wychodzi.

Sielskie Życie i Siedlisko

Sielskie Życie istnieje, Siedlisko już upadło. Nie mam do nich tak wielkiego sentymentu, jak do innych z tej listy, ale są wartościowe i ciekawe.

swiat-kobiety-siedlisko-w-iext46525139.jpg
To był chyba ostatni numer Siedliska.

Szczególnie jak sobie pomyślę, że jak je zaczynałam czytać, to nikt nie wiedział, że będę miała sielskie życie i siedlisko!

Siedlisko nie dawało żadnych artykułów o zagranicy, a mimo to kiedyś opublikowały mój o pobycie w Dharamsali, więc mam same dobre wspomnienia.

Kaczor Donald

Brak mi słów.

Ostatnio do kolażu kupiłam sobie stare Kaczory Donaldy, usiadłam do nich i zanim pocięłam, to śmiałam się przez godzinę.

Zauważyłam też przy okazji, że przynajmniej w tamtych czasach, tłumaczenia z angielskiego sprawdzał i poprawiał Jerzy Bralczyk, i to naprawdę czuć!

Dodajcie sobie do tego przekomiczną kreskę Dona Rosy i innych.

Jeszcze były Figle Figlarzy i czasem jakieś abstrakcyjne dodatki do gazety, typu pierdzące poduszki.

Z tego co widzę, to obecnie Kaczor Donald kosztuje 10 złotych, co jest oczywiście absurdem.

Jedyną wadą Donalda… było to, że dość szybko się go czytało, dlatego prawdziwi kaczkofani czytali też Giganta, który wtedy kosztował z 8 zł, a teraz pewnie z 40.

Jak kupowałam sobie ostatnio Donaldy na Allegro, to wybierałam starsze numery, bo mniej więcej po roku 2004, nie mówiąc o 2011, pismo bladło i stawało się coraz mniej odlotowe pod względem grafiki.

Sprzedawca reklamował numery z 1998 roku jako te z „najlepszego okresu w historii pisma” i się z nim w zupełności zgadzam.

1994.JPG
Kaczor Donald z roku 1994

To wtedy właśnie historie miały największy polot, żeby nie powiedzieć- odlot. Teraz już raczej wszystko musi być zgodne z unijnymi normami. Kaczor stał się prawie normalsem.

Stare polskie pisma, które istnieją i (na razie) mają się dobrze

Wysokie obcasy

Wysokich obcasów można momentami nie lubić za zbyt wyrazistą linię programową, ale trzeba docenić, że to było od początku do końca polskie pismo o stylu całkowicie osobnym i unikalnym.

Nigdy nie było też głupie czy płytkie, zawsze główne miejsce zajmowała opowieść o ciekawej kobiecie, dalej wywiady, oryginalne przepisy, ciekawe felietony…

Też miało około chyba roku 2011 taki moment, że się nie chciało czytać, ale potem się poprawiło i teraz znowu trzyma poziom.

Na Wysokie Obcasy Praca trafiłam niedawno i spodobały mi się ciekawe historie karier i mocne felietony. Wysokie Obcasy Extra jakoś mnie nie interesują.

Zwykłe życie

Z nowych pism to jest jedno z moich ulubionych. Może dlatego, że prowadzę od jakiegoś czasu zwykłe życie?

zwtyk.JPG

Czytałam tam reportaż o młodym mechaniku samochodowym z małej wsi, który zamiast się uczyć, to rozbierał na obrusie w domu silniki i budował sobie motor, całe dnie jeździł na motorach i siedział w garażu, a w szkole sprawiał same kłopoty. I na końcu reportażu jego matka mówi: Oczywiście, że jestem dumna, no co mam poradzić, że mam genialne dziecko. Wzruszyło mnie to.

Jest też szlachetna szata graficzna i ciekawy format. To nie jest pismo dla każdego, ale ja się załapuję.

Duży Format

Podobnie jak do Wysokich Obcasów i tu można mieć pewne zastrzeżenia, ale nikt nie odbierze Dużemu Formatowi tego, że jest jedynym, zawsze istniejącym pismem z reportażami.

Tak raz na 2 lata kupuję sobie prenumeratę on-line, siedzę i czytam Duży Format. Nie wszystko, ale dużo.

To też jedno z niewielu pism, które się zmieniają, ale niekoniecznie na złe. Działy znikają, tworzą się, ale w taki ewolucyjny sposób, nie mam wrażenia, że to jest jakieś nowe, szalone pismo, jak porównuję z wcześniejszymi numerami.

Odkrywca

Odkrywca to pismo, które nadal istnieje i chwała mu za to!

Jest o odkrywaniu przeszłości, chodzeniu z wykrywaczem, szukaniu w błotnistych bajorach czołgów, podziemiach na Dolnym Śląsku, co jest fa.scy.nu.ją.ce.

Kiedyś kupiłam sobie stary rocznik Odkrywcy, czytałam 5 dni non stop, a potem już musiałam przestać, bo wszędzie widziałam złych nazistów… No, więc czytać – tak, ale nie cały rocznik naraz!

Spotkania z zabytkami

Nigdy tego pisma nie znałam, potem przypadkiem gdzieś znalazłam jeden stary numer i się zakochałam!

W tamtym numerze z 1996 roku było np. o tym, że była kiedyś w XVI wieku jakaś fabryka fajek z porcelany (w Polsce!) założona przez Holendrów, i że znaleziono trochę fajek i chcą odrestaurować tą fabrykę. No fascynujące.

Najlepsze jest to, że jak się czyta stare numery, to można od razu sobie sprawdzić dalsze losy projektów opisywanych w Odkrywcy i w Spotkaniach z zabytkami, co dodaje całkowicie nowego wymiaru i dodatkowego smaczku, bo np. połowa wielkich odkryć, które już były na finiszu, nigdy się nie zmaterializowała. A czasem okazuje się coś strasznie ciekawego wiele lat później i można sobie wszystko doczytać.

CD Action

Wiele pism komputerowych miało chaotyczne okładki pełne liczb i zdjęć sprzętu. CD Action mało profil trochę bardziej popkulturalny, więc na okładce były raczej postaci z gier.

CDA31 12-98_bz1wv.jpg

Nie kupowałam tego sama, ale jak u jakiegoś kolegi dorwałam, to czytałam praktycznie od deski do deski.

Był tam przyjemny klimat, redakcja miała swoje charakterki, żartowano sobie, były też szczere recenzje gier.

Pamiętam też anonima, który pod pseudonimem odpowiadał w czarujący sposób na listy.

Właśnie zauważyłam, że do tej pory wychodzi. Nie kocham go aż tak, żeby kupować, ale życzę mu dobrze.

Nawet te stare okładki czy cała szata graficzna po latach dalej są cool.

Usta, Smak

usta.JPG

Oba pisma bardzo szanuję. Są pięknie wydane, ciekawe, niby o kuchni, ale nie tylko. Smak już niestety nie wychodzi. Usta na szczęście jeszcze tak!

Kukbuk

Z Kukbuka mam wiele ciekawych cytatów do kolaży, bo o jedzeniu pisze się tam w bardzo poważny, środowiskowo-metafizyczno-psychologiczny sposób. Treści są bardzo różnorodne. Najmniej mnie interesują przepisy, ale na szczęście tam może być też opowiadanie Agnieszki Drotkiewicz o warzywniaku czy artykuł o mikoryzie.

No a okładki i ogólna szata graficzna – naprawdę nie ma za wiele takich pism. Powiedziałabym, że to są najładniejsze okładki… czy tylko w Polsce?

fafffa.JPG

Nawet to,że Kukbuk jest taki grubiutki, jakoś wzbudza szacunek.

Tak jak kiedyś w Aktiviscie był bardzo nietypowy sposób opisywania rzeczywistości, który mnie intrygował, tak samo pewien swój rozpoznawalny styl ma Kukbuk.

NN6T

Jak miałam 13 lat, to nawet poszłam na staż do Notesu na 6 tygodni! Nie pamiętam, czy na długo, więc pewnie na krótko, i głównie pakowałam pudełka, ale i tak było super. Pismo zawsze było dla mnie wyznacznikiem tego, co fajne i tak jest do dzisiaj. Wierzę w każde przeczytane tam słowo, nawet jak nic z tego nie rozumiem.

Vogue

Po Vogue nie spodziewałam się wiele. To już nie te czasy, żeby się ekscytować takimi rzeczami.

Jak się pojawił, to z ciekawości sprawdziłam. I kupuję do teraz!

Jest w nim zaskakująco dużo sztuki, zaskakująco mało mody i urody (na szczęście!). Bardzo ciekawi bohaterowie, ciekawe felietony Małgosi Beli. Była jedna felietonistka, która mnie troszkę nudziła, to niestety zmarła. I już nie pisze felietonów.

t9hdziema3g01.jpg
Np. w okładce pierwszego numeru od razu widać intelekt, co się zdarza praktycznie nigdy w pismach o modzie.

Jest mało takiej bieżączki, w sensie: modny temat o którym wszyscy aktualnie trąbią i już się niedobrze od tego robi. Vogue ma swoje.

Szczerze mówiąc, to zawsze się podczytywało gdzieś na wakacjach zagraniczne Vogue i mówiło, że te są lepsze, a u nas będzie gorzej.  Ale właśnie nie. Indyjski Vogue też fascynuje, ale nie jest od razu lepszy. Ja bym się nie zamieniła na np. amerykański, który jest moim zdaniem bardziej komercyjny, a przez to nudny. Z brytyjskiego też nie pamiętam jakichś fajerwerków w porównaniu z polskim.

Viva moda

Viva Moda kiedyś była fascynująca. Znałam każdy numer.

Nawet nie chodziło o modę; były tam świetne wywiady, dużo sztuki i ogólnie bardzo fajny, oryginalny klimat. Nie wiem jakim cudem, ale nie miało to nic wspólnego z Vivą. Było oryginalnym eksperymentem.

Z czasem troszeczkę więcej było głupotek, a troszkę mniej sztuki, ale kto by się czepiał. Któregoś dnia parę lat temu kupiłam to pismo, na okładce prawie na pewno była Zuzanna Bijoch i w środku były same artykuły sponsorowane jakichś szmatek i kosmetyków i inne kompletne pierdoły. Jak w Vivie. Zabawne, ale nawet logo się zrobiło nudne i grzeczne. Już po logo wiedziałam, że to nie to.

2011-09-07.jpg
Viva Moda kiedyś…
7c7041a435644a77b630a26c48421775_fs
..i potem.

Od tamtej pory nie czytam, ale podejrzewam, że tak już zostało. Jestem pewna, że nikogo to nie interesuje. Szkoda papieru.

Aktivist i Exklusiv

Aktivist istnieje, choć jest cieniem samego siebie, ale dajmy mu spokój.

Ekskluziv czy też Exklusiv to była płatna wersja tego pisma, i ja ją kochałam.

Miała taki wyraźny profil na sztukę, nie na modę, nie na dizajn, jak to teraz bywa (i cała gazeta jest pełna zdjęć stołków), tylko jakoś tak szerzej – na sztukę, ale nie w napuszonym wydaniu dla ekspertów. To trafiało jakoś ściśle w moje gusta.

Kiedyś był tam konkurs na ilustrację? Okładkę? I ja nie miałam zielonego pojęcia o grafice komputerowej, ale z jakiegoś powodu zrobiłam! I wysłałam! Bardzo bym chciała to zobaczyć, bo z tego co mgliście pamiętam, to były niezłe jaja. Nie jestem pewna, czy nie napisałam też tak z 12 lat temu artykułu o… modzie dresiarskiej w ujęciu historycznym…Tak mi się kojarzy, że mogłam to wysłać do Exklusiva, bo pamiętam, że tego nie chcieli, więc wysłałam do Vice, w którym chcieli, ale nie chcieli płacić, więc ja uznałam, że w takim razie, to nie.

Pomyślałam o tym dziś po raz pierwszy od dekady, bo miałam inny ciekawy pomysł, który by nie przeszedł nigdzie, tylko w Vice, i jak sprawdziłam, to okazało się, że Vice już zlikwidowali parę miesięcy temu. Nawet portal! Co też uważam za pewien symbol. Pamiętacie, że to kiedyś było pismo papierowe? Nie jakieś świetne, trochę trąciło K Mag, ale i tak miało swój klimat. Tego to już dawno nie ma. Jak sobie pomyślałam, że Vice już nie ma, to przypomniały mi się też  inne zapomniane dziś magazyny i stąd pomysł na ten wpis.

Magazyn Exklusiv po raz ostatni ukazał się w 2013 roku. Pod koniec też to nie wyglądało już tak jak na początku. Nawet krój czcionki w tytule wydawał mi się dziadowski, a pismo coraz bardziej mnie nudziło. Ale na początku, jak to było na zasadzie:

z4304353O.jpg

to było super.

 

6 comments

  1. Fajny wpis

  2. Ciekawa podróż po czasopismach z odrobiną nostalgii w tle. Szczerze mówiąc zaskoczyło mnie, że Vogue jest do poczytania, może nawet się skuszę i kupię egzeplarz, żeby to sprawdzić 😉

  3. Bardzo ciekawe! A pamiętasz może, jak kiedyś w każdym numerze Wysokich Obcasów był taki dział na samym koncu – “Styl życia”? Uwielbiałam go. Często były tam pokazywane jakieś niesamowite mieszkania, meble albo nawet podwórka. To było coś. Niestety jakieś 10-15 lat temu zniknął i pojawia się tylko czasami…
    A internetowa prenumerata wyborczej ratuje mnie na emigracji. Pozdrawiam 😉

    1. Hej 🙂 Tego nie pamiętam, ale mi przypomniałaś, że daaawno temu była moda na zdjęcia typu street style, kojarzysz to? Że ciekawie ubrani ludzie i ze dwa zdania o nich, to było i w Wysokich i w Aktiviście z tego co kojarzę!

      1. Tak! Też kojarzę coś takiego. I krótsze formy i dłuższe. Przypomniałaś mi, że w tym dziale WO, o którym pisałam, czasem pojawiali się także ludzie, którzy byli tak samo niecodzienni jak ich mieszkania. W sensie razem tworzyli całość. Np. był tam kiedyś wywiad ze starszą babką, która uwielbiała kolor fioletowy i wszystko miała w jego odcieniach. Opowiedziała nawet, że kiedy umarł jej mąż, nie nosiła czerni. Wiedziała, że on by tego dla niej nie chciał. Chodziła ubrana na ciemnofioletowo.

        1. To może kojarzę w takim razie, bo pamiętam taki motyw że taty kolegi mieszkanie (który był strasznie stylowy) było w WO i to przeżywałyśmy strasznie:)

Comments are closed.