Mieszkam od paru miesięcy pod Västerås (czyt: Westeros). Kilka osób, jak tylko się o tym dowiedziało, chciało natychmiast wsiadać w samolot, bo przecież w „Grze o Tron” też jest Westeros, a Szwecja to taka magiczna kraina Wikingów, więc w Västerås musi być… wspaniale! Magicznie! A także ZUPEŁNIE jak w „Grze o Tron”. Czy tak jest?
Nie. Oczywiście, że nie. Nie chcę się tu z nikim kłócić, ale jeśli już jesteśmy przy nazwach wymyślonych na potrzeby książek młodzieżowych, to w porównaniu do „Władcy pierścieni” czy choćby „Harrego Pottera”, gdzie geografia i nazwy geograficzne są doskonale przemyślane i mają wiele sensu, mam wrażenie, że w „Grze o Tron” te kwestie są potraktowane bardzo luźno. Nazwy miast brzmią trochę tak, jakby autor po prostu spojrzał na mapę i wziął z niej przypadkową, w miarę „grecko” lub „skandynawsko” brzmiącą nazwę miasta czy wsi.
Większa część akcji serialu dzieje się w Siedmiu Królestwach Westeros, lub jak kto woli, Seven Kingdoms of Westeros. Zbieżność nazw jest zupełnie przypadkowa, dlatego internet jest pełen rozczarowanych osób, które myślały, że Västerås ma bardzo dużo wspólnego z Westeros i spotkał je gorzki zawód. Ci, którzy pofatygowali się do Västerås aż z USA, Afryki czy Australii, mają najgorzej. Nieco lepiej mają ci fani „Gry o Tron”, którzy po prostu urodzili się i mieszkają w Västerås a teraz mogą się puszyć w internecie, że są z Westeros. Co ciekawe, niektórzy się wcale nie zrażają, i nadal twierdzą, że „Gra o Tron” „dzieje się” w Szwecji. Dlaczego? Jak podaje mój ulubiony szwedzki portal (ulubiony, bo jest po angielsku i jestem w stanie go przeczytać i wszystko zrozumieć):
- bo „winter is coming” doskonale pasuje do Szwecji
- bo książę Karol Filip i John Snow mają… brody? I noszą płaszcze? Ok.
- bo Daenerys rzekomo wygląda jak stereotypowa Szwedka
- Stark, czyli nazwisko głównych postaci serialu, z których zresztą niewiele już pozostało przy życiu, znaczy po szwedzku „silny”. Często można ten zwrot spotkać na piwie, gdy jest ciemne i mocne.
- Kształt, klimat i rozmieszczenie stolicy w przypadku Westeros i Szwecji jest podobny.
Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: „Gra o tron” nie ma nic wspólnego z Västerås. Mimo to, jestem pewna że jeszcze nie jeden pojedzie tam wierząc, że może jednak ma. Mam dla niego pocieszenie, dzięki któremu nie wróci może do domu nieszczęśliwy:
- pod miastem jest największy w Szwecji cmentarz jeszcze z czasów Wikingów z runami, kręgami kamiennymi i innymi bajerami. Nazywa się Anundshög.
- wiem, że nie jest to tak cool jak smoki, ale w Västerås w 1947 otwarto pierwszy w historii… H&M! Co ciekawe, Hennes w nazwie wcale nie jest jakimś wytwornym nazwiskiem, tylko znaczy „jej”. Czyli ubrania dla niej. Dziś w H&M można już kupić ubrania dla niej i dla niego, bo 20 lat później założyciel firmy (Persson) zatrudnił męskiego krawca Mauritza. Tak powstał Hennes & Mauritz, w skrócie H&M.
- Przyznam, że Västerås to nie jest świątynia rozrywki i uciechy, ale jest tu całkiem fajne muzeum sztuki współczesnej i archeologiczne, o których warto wiedzieć, bo są w samym centrum, wstęp jest darmowy i są w jednym budynku, więc można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Cały kompleks nazywa się i mieści się przy Karlsgatan 2. Jak w nim byłam, to była dość fantastyczna wystawa surrealistów.
No, a poza tym po powrocie do domu można się puszyć, że się było w Westeros.
One comment
Właśnie sprawdzałem Westeros a Vesteras … byłem ciekaw gdzie jestem 🙂 … fajnie napisane