Niby psucie sobie opinii przebiega w każdej branży podobnie, ale jednak nie do końca. Są pewne smaczki w pracy copywritera, które szczególnie narażają na to, że w przyszłości coraz trudniej będzie zdobyć zlecenie.
Szczerość na branżowych forach
To jest dosyć nieoczywiste.
Dawno, dawno temu na fora wchodziło się pod pseudonimem albo były zamknięte i kameralne. Można było pisać szczerze. W świecie grup na Facebooku jest nieco inaczej.
Gdy je odkryłam, byłam oczarowana, że mogę się wygadać z zawodowych rozterek kolegom po fachu. Szybko jednak zdałam sobie sprawę, że szczerość nie popłaca.
W skrócie – na tych forach jest po parę tysięcy osób, w tym zleceniodawcy, którzy szukają copywritera. Pisanie o stawkach, nawet w lekkim tonie wspominek z przeszłości czy anegdot o jednorazowym zleceniu, może skończyć się tym, że trudno potem będzie o wyższą stawkę. Życzliwe ostrzeżenie kolegów po fachu przed niesolidnym zleceniodawcą skończy się linczem ze strony kolegów zleceniodawcy.
Inni będą się przyglądać, nie będzie im się chciało czytać, ale skojarzysz im się z awanturą. Nikt nie chce zostać obsmarowanym, jak coś pójdzie nie tak.
Nieeleganckie kończenie współpracy
Wiele lat musiało minąć, zanim zrozumiałam, że
- odpisywanie na maile w emocjach to beznadziejny pomysł
- złego klienta da się przekształcić w dobrego, informując go na wstępie, jakie są zasady, terminy czy stawki i korygując po drodze.
- Z nieprzyjemnymi ludźmi nie trzeba współpracować.
Wiem z doświadczenia, że czasem po otrzymaniu maila odechciewa się wszystkiego. Ale wiem też, że jeśli się nie ustali wyraźnie zasad, a potem brnie w nieciekawą współpracę z niegrzecznym człowiekiem, to wina za okropny finał zlecenia leży również po stronie nieostrożnego copywritera. Denerwowanie się wtedy na wielbłąda za to, że ma garb, nie ma sensu, a jeśli współpracę się zakończy nieelegancko, to niestety wystawia się świadectwo tylko sobie.
Bycie niemiłym
Tu podobnie jak w punkcie poprzednim. Zdarzyło mi się wiele współprac, które zaczynały się od tego, że np. nie przeszłam jakiejś rekrutacji, ale fajnie się gadało, więc mnie sobie zachowali na później, lub nie dogadaliśmy się co do zlecenia, ale każdy miał dobrą wolę, więc później zostałam zatrudniona do kolejnego projektu.
Kombinowanie
Takie rzeczy szybko wychodzą, więc ogólnie – nie warto. Próby naciągania ilości znaków czy chachmęcenie przy rozliczeniach raz mogą przejść niezauważone, ale jak się wyda, to wszyscy sobie tego copywritera dobrze zapamiętają.
Warto zdać sobie sprawę, ile współprac wynika z polecenia. Czasem tworzy się łańcuszek, w którym obecne zlecenie to odprysk udanej współpracy sprzed dziesięciu lat. Kto kręci, pozbawia się szans na taki łańcuszek i za każdym razem musi zaczynać szukanie zleceń od początku.
Wchodzenie w nieetyczne branże
Nieetycznych branż jest mało. Częśc to kwestia gustu i przekonań. Dla mnie na tej liście są:
- suplementy na porost biustu czy penisa
- marketing szeptany na forach, szczególnie, jeśli może komuś zaszkodzić (zachwalanie kiepskich doniczek nie jest tak szkodliwe, jak zachwalanie kiepskiego leku)
- internetowe kasyna – to już jest kwestia mojego gustu
- bezkrytyczne zachwalanie i nakłanienie ludzi do wzięcia chwilówki
Czyli ogólnie rzeczy, które mogą ludziom poważnie zaszkodzić. Jeśli ktoś napisał raz anonimowo i zapomniał, to może mu nie zaszkodzić, ale jeśli ma w portfolio takie teksty lub zachwalał pod nazwiskiem, to potem może się spotkać z niechęcią lub zgrozą, gdy wyśle je do szanowanej agencji reklamowej. Potem trudno będzie wyjść z nieciekawej (i często niskopłatnej, bo dobre agencje się raczej takimi rzeczami nie zajmują) niszy.
Pracowanie za zbyt niskie stawki
Tu warto wymienić dwa skutki.
Pierwszy: na początku godzisz się na bardzo niską stawkę. Zleceniodawca myśli, że wszystko jest ok, ty to robisz w drodze wyjątku lub przez brak namysłu. Po tygodniu czy miesiącu już wiesz, że nie chcesz za tyle pisać. Wyskoczenie nagle z podwyżką 50 proc. będzie niepoważne. Zerwanie współpracy w pół słowa też. Ciągnięcie tego daje sporą szansę, że copywriter będzie coraz bardziej wściekły, czując się jak koń pociągowy i/lub pisząc byle jak. Wrażenie – złe.
Trudno potem wyjaśnić, że piszę byle jak i nie mam serca do pracy, WIĘC trzeba mi płacić więcej, bo tak naprawdę w głębi duszy jestem fajna…
Drugi: mam takie doświadczenie, że gdy piszę za dobre stawki, to zleceniodawcy szanują moją pracę. Mogę pozwolić sobie na ciekawe rozwiązania i wychodzić przed szereg, a ich to cieszy. Dają mi często wolną rękę. Gdy pracowałam za niskie, to poprawek było całe mnóstwo, każdy przejaw inwencji był uważany za błąd i karany, a wytyczne były mordercze. Ja byłam wściekła i oni byli wściekli. W końcu musiałam uciekać albo mnie zwalniali.
Branie wszystkiego jak leci
Powody są te same, co wyżej.
Jeśli zlecenie jest głupie i nudne, albo po prostu nieodpowiednie, to również copywriter odpowiada za konsekwencje całego wynikającego z tego galimatiasu. Jeśli się da, to lepiej nie brać byle czego, żeby sobie nie zszargać opinii.
Duże zaangażowanie polityczne w internecie
Angażowanie się po stronie A lub B. A może nawet i C lub D. Trochę się pozmieniało – wszystko jest w internecie; tu się produkujemy na tematy polityczno-społeczne, a potem tu nas sobie sprawdzają właściciele firm, gdy szukają kogoś do pisania. Jest coraz trudniej napisać zaangażowany politycznie tekst, który w danej chwili podpowiedziało serce, a później nie musieć za niego do końca życia świecić oczami. Raczej nie zniknie z internetu.
Producent tapicerek, który potrzebuje tekstów na stronę, może być zniesmaczony lub po prostu nie mieć ochoty znać copywritera od tej strony.
„W dzisiejszych czasach” politycznie można się wypowiadać o wszystkim, a copywriting wymaga jednak pewnej bezstronności. Właściciel firmy może pomyśleć ” a po co mi to potrzebne, a nóż będzie pieprzył o polityce w opisie tapicerki” i wybrać kogoś innego.
Wiadomo, że można nie mieć ochoty w ogóle pisać o futrach czy hamburgerach i nikt nie każe tego robić. Ważne, żeby się nie okazało, że z każdą branżą od tapicerek po metaloplastykę mamy na pieńku.
Znikanie w połowie
To niby jest uniwersalne, ale jeśli mieliście kiedyś remont w domu, to wiecie, że w niektórych branżach znikanie w połowie tak nie razi… w tej branży owszem.
Wśród sposobów na zszarganie sobie opinii nie wymieniłam… źle napisanego tekstu. I nie przez przypadek. Wbrew pozorom błędy zdarzają się każdemu. Czasem wystarczy poprawić, by zatrzeć przykre wrażenie. Czasem wyjaśnić nieporozumienie – klient dostarczył zły brief i klops gotowy. W najgorszym razie czas leczy rany, a dobre teksty przykrywają wrażenie, jakie wywołały te gorsze.
Nadal źle wspominam mojego pana od komina nie dlatego, że postawił mi krótki komin, tylko za całą jego postawę. Ciągle kręcił. Żłopał za dużo kawy i przychodził z dziwnym koleżką. Spóźniał się, był niegrzeczny i nieprofesjonalny.
Sam komin już dawno wybaczyłam. A przecież źle postawiony komin to o wiele poważniejsza sprawa, niż teksty z błędami.