Type and press Enter.

Freelance: co robić, gdy nie ma co robić?

W życiu chyba każdego freelancera przychodzi taki moment, gdy siada rano do komputera i jakoś zaskakująco nie ma żadnych maili, na które trzeba odpowiedzieć. W kalendarzu na ten dzień pusto. I na jutro też.

Akurat teraz nie mam takich dni, ale one się zdarzają. Co więcej – są normalne.

1-2 takie dni traktuję jako fantastyczny bonus od losu. To są właśnie te cudowne chwile, gdy o 12:00 w środę bryluję na basenie lub w kawiarni i śmieję się w twarz każdemu, kto jest w pracy.

Dzień 3 i 4 to już lekki stres. Niby można nadal brylować, ale jednak coraz więcej czasu spędza się przed komputerem, odświeżając maila. Brylowanie kosztuje…

Od dnia piątego w górę panika zamienia się w lekką histerię.

Nie mieć nic do roboty przez ponad siedem dni zdarzyło mi się w ciągu tych dziesięciu lat chyba dwa razy i nikomu tego nie życzę.

Ósmego dnia wspomnienia dziesięciu lat zdrowego rozwoju zawodowego i uśmiechnięte twarze zadowolonych klientów wyparowują z głowy. Wydaje się, że ten piękny sen się właśnie skończył.

„Wszyscy ostrzegali, że to się tak skończy. Dlaczego nie pracuję w call centre?!”

Mogłam zostać kelnerką!!

Oczywiście w końcu zlecenia się pojawiają i wszystko wraca do normy, ale te parę dni to tak zwane chodzenie po ścianach i czarna rozpacz. Na szczęście tak być nie musi. Poniżej lista rzeczy, które można, a może nawet trzeba zrobić, gdy nie ma się co robić. I wbrew pozorom dzięki nim później będzie jeszcze lepiej.

Co robić, gdy nie ma co robić?

Odkleić się od komputera

Jakiś czas temu zepsuł mi się laptop, a że było to jeszcze dodatkowo w okolicach Świąt, więc czekałam na jego naprawę ze dwa tygodnie.

Najpierw miałam jakiś zapasowy, ale w końcu i on przestał służyć. Ostatnie 6 dni chcąc nie chcąc przeżyłam bez laptopa.

Czułam się jak w dzieciństwie: całe dnie czytałam, kontemplowałam, rozmawiałam z koleżankami przez telefon. Zero stresu. Uporządkowałam szafki w salonie, kuchni i przedpokoju, czego zwykle bym chyba nigdy nie zrobiła.

Było świetnie.

Jeśli chcecie złożyć babci całodniową wizytę, odnaleźć swoje ja lub udać się na wyprawę rowerową za miasto, to lepszego momentu może nie być – wykorzystajcie tą cudowną okazję ofiarowaną przez los.

Do pracy wrócicie tryskając energią i pomysłami.

Spełniać zawodowe marzenia

Tak tak! W codziennym kieracie najistotniejsze rzeczy umykają, bo jak trzeba zrobić na jutro 30 opisów okien lub napisać książkę, to raczej się zacznie od opisów. A potem napisze następne.

Sprawdź, jakie są konkursy dla pisarzy, może coś cię zainspiruje. Zawsze chciałeś pisać opowiadania lub bajki? To pisz. Myślałeś o reportażu o staruszce z bloku obok? Proszę bardzo – zrób to.

Z 6 lat temu moje opisy okien czy czego tam nagle z dnia na dzień się skończyły.

Byłam akurat na Goa i nie miałam co pisać. Jak już wiemy, brylowanie kosztuje.

Z braku laku pomyślałam: pójdę na spacer i zrobię reportaż o lampionach do pisma wnętrzarskiego.

Faktycznie wysłałam tą propozycję do pisma “Siedlisko”.

Pani z pisma nie chciała tego reportażu, ale chciała inny, skoro już i tak byłam w Indiach.

Napisałam go w jeden wieczór i w końcu sprzedałam jej reportaż, co dobrze prezentuje się w CV i sprawiło mi przyjemność. Dodatkowo za takie rzeczy czasem dostaje się nieporównywalnie więcej niż za opisy okien w przeliczeniu na poświęcony czas.

Zdjęcia lampionów umieściłam na blogu i…no, nikt tego nie czyta, ale mam pamiątkę.

Reportaż z Indii pozwolił poszerzyć repertuar umiejętności.

Spacer w poszukiwaniu lampionów na pewno zostanie ze mną na dłużej, niż dzień spędzony na pisaniu o oknach.

minilampion.jpg
Rzeczony lampion.

 

Jak byłam młodsza, to gdy się nudziłam, siadałam z przyjaciółką i zaczynałyśmy jakiś wielki projekt, typu tom bajek dla dzieci lub romans. Bo dlaczego nie?

Sławy nam to na razie nie przyniosło (choć jedne z tych bajek dostały wyróżnienie w konkursie Książka Przyjazna Dziecku), ale te lata pisania mi pomogły się rozwinąć, a przez to dostawać w efekcie lepsze zlecenia.

(Z ciekawostek mogę powiedzieć, że nasz romans w końcu chciało wydać wydawnictwo Zysk czy Znak, ale z jakiegoś powodu się wtedy spłoszyłyśmy i nic z tego nie wyszło:D)

Ha ha o śmiesznych decyzjach zawodowych podjętych za młodu mogę napisać osobny post.

Naprawdę dobrze poszukać

Mam jakiś dar, wyrobiony chyba latami zmagań z branżą pisarska, że jeśli w internecie jest jakaś oferta pracy przy pisaniu, to ją znajdę. Na co dzień nie ma się czasu za wiele nad tym siedzieć, ale gdy pracy nie ma szósty dzień? Co ci szkodzi?

Napisz do ludzi, którym dwa lata temu napisałeś dwa artykuły, a później ty o nich zapomniałeś lub oni poszli na urlop macierzyński. Może coś dla ciebie mają?

Popytaj znajomych. Przypomnij sobie te wszystkie serwisy do zarabiania na pisaniu, do których się kiedyś zapisywałeś.

Zapytaj w tej agencji reklamowej, dla której 5 lat temu napisałeś jeden artykuł.

Nie, nie ośmieszysz się, wysyłając grzecznego maila raz na 5 lat.

Przykład z życia wzięty

Jakiś czas temu zaczęłam marzyć o trochę lepszych zleceniach, ale nie miałam czasu, więc nic z tym nie robiłam. Któregoś dnia w końcu nie miałam co pisać.

Akurat dostałam maila od pani z agencji PR.

Wcześniej pisałam do jakiegoś pisma o biznesie i różne agencje PR czasami przysyłały mi informacje prasowe o tym, że ktoś otworzył nową pizzerię lub dostał nagrodę.

Pomyślałam, że w sumie to pracowanie w agencji PR brzmi dość cool i zgłosiłam się do tej pani. Odpisałam grzecznie na  maila, że już nie szukam informacji o nowych pizzeriach, bo nie pracuję w tamtej gazecie o biznesie, ale skoro już rozmawiamy…

Pani mnie zatrudniła i współpracujemy do dziś.

Jakiś czas później dostałam kolejną informację prasową ze starych czasów o jakiejś sieci lodziarni. Znów odpisałam, że już mnie to nie interesuje, ale skoro przy tym jesteśmy… Tym razem było mi łatwiej, bo miałam już w CV współpracę z jedną agencją PR.

Pani odpisała:

 

malwi.JPG
“Jakiś czas temu poszukiwali osób do pisania trudnych artykułów za naprawdę fajne pieniądze…”

 

Rzeczywiście szukali kogoś do pisania trudnych  artykułów za naprawdę fajne pieniądze.

 

Poświęcić czas na prace organizacyjne

Na co dzień nie masz czasu porządkować zdjęć na bloga i walczyć z ustawieniami skrzynki mailowej. I dobrze, jesteś w końcu zajętym człowiekiem!

W chwilach posuchy można się jednak pochylić nad tym wszystkim, na co nigdy nie ma czasu, a co jest cholernie istotne.

Nie masz strony jako copywriter? Załóż. Masz? Popracuj nad SEO, dodaj alt tagi do zdjęć, zrób kolejkę na Facebooka, zaplanuj posty.

Zajrzyj na inne blogi i zobacz, co ludzie piszą.

Słuchaj przy gotowaniu podcastów dla copywriterów i ludzi prowadzących biznesy on-line.

Zrób sobie cennik, szablony maili.

Odśwież CV.

Poczytaj strony branżowe i zobacz, co się zmieniło od czasu, jak ostatnio miałeś czas sprawdzić.

Zapisz się na darmowy kurs w internecie – za tydzień będziesz miał nową, fajną pozycję w CV.

Zobacz sobie dodatki do skrzynki mailowej do sortowania wiadomości i robienia list zadań.

Włącz dodatek do przeglądarki do ukrywania tablicy na Facebooku.

Posortuj papiery, odpisz na wszyściutkie maile, wypisz się z wkurzających newsletterów.

Załatw wszyyyystko na poczcie. Zaktualizuj programy, przeglądarkę i Windowsa:)

Zastanowić się

Pierwszy raz nie miałam co robić przez tydzień jakoś randomowo parę lat temu i już nie pamiętam, czy był jakiś powód. W zeszłym roku natomiast miałam dwa przestoje (w jednym zawierał się aspekt świąt i zepsutego laptopa; w drugim – kupno domu; ale mimo wszystko). Zdałam sobie sprawę, że to była też moja wina.

Pod koniec pobytu w Szwecji nie bardzo miałam czas i głowę, żeby robić cokolwiek poza minimum. Później kupiłam dom, więc wiadomo, jak to na początku wyglądało. Pisanie w remoncie, pisanie w kawiarni w Siemiatyczach, bo internet jeszcze nie działa – wszystko to znam.

Tydzień czy dwa opcji minimum – w porządku, ale jeśli z jakiegoś powodu ( a w życiu bywają takie powody) taki stan trwa dwa miesiące, to trzeba się przygotować na to, że to będzie miało swoje efekty długoterminowe. I miało.

Warto brać też pod uwagę naturalne momenty przestoju i planować na ich wypadek z wyprzedzeniem.

Klasyczny przykład to święta.

Przelewy się spóźniają, nikogo nie ma w biurze – wiadomo.

Chwilę przestoju warto potraktować jak olśnienie, i od tej pory w tych gorszych momentach, gdy robi się minimum, jednak raz w tygodniu usiąść do komputera i odpisać na maile dłużej niż dwoma słowami, poodpowiadać na oferty i ogólnie być na bieżąco.

Za parę tygodni zaowocuje to większą płynnością i lepszym wyborem.

Więc jeśli właśnie teraz nie masz co robić, to -tak, teraz- pomyśl o tym, co byś chciał robić za tydzień i miesiąc i nie zostawiaj tego przypadkowi.

Zlecenia wędrują do mnie czasem naprawdę dziwnymi drogami: od pana, któremu coś napisałam 10 lat temu, przez przypadkowe spotkanie czy wymianę maili, po jego daleką znajomą, która właśnie potrzebuje kogoś do napisania wszystkich tekstów na stronę.

Łatwo nie doceniać codziennej krzątaniny, ale wydaje ona często owoce właśnie wtedy, gdy teoretycznie nie ma nic do roboty.

 

Czego natomiast nie robić, gdy siódmy dzień nie ma co robić?

Jest jedna rzecz, której nie polecam copywriterom, którzy od paru dni nie mają nic do roboty. Mocno wtedy kusi, żeby dramatycznie obniżyć standardy. Znam to.

Lepiej coś robić, niż nic nie robić, prawda?

Jeśli macie jutro do zapłacenia ratę kredytu, to nie będę się mądrzyć – trzeba pracować. Ale jest pewna pułapka, w którą łatwo wpaść, gdy nie ma się nic do roboty.

Ja np. czasem w takiej sytuacji byłam tak zdesperowana, że przeszukiwałam internet wzdłuż i wszerz i odpowiadałam na oferty grubo poniżej moich oczekiwań, w ogóle nie w zgodzie ze mną.

Czym to skutkuje?

Parę dni później dostaje się odpowiedzi na te ogłoszenia, a zwykle do tego czasu coś jednak już się pojawia i nawet się ich nie chce czytać. Albo się próbuje i w mękach nie daje rady, marnując przy tym mnóstwo czasu.

Ewentualnie robi się te dziwne i tanie opisy i potem jest się miesiącami w kropce, bo zamiast iść do góry, obniżyło się swój poziom tylko dlatego, że przez parę dni sytuacja była nieco gorsza niż zwykle.

Bywa, że zleceniodawca jest w porządku, ale praca i tak jest poniżej naszych standardów.

On myśli, że wszystko jest ok, a my się męczymy i jesteśmy coraz bardziej wsciekli. Trochę głupio po miesiącu zerwać znajomość tylko dlatego, że podjęło się nierozważną decyzję w czasach posuchy…

Parę lat temu byłam na Goa, gdy złapała mnie taka choroba w postaci braku pracy przez parę dni. Naturalnie wpadłam w panikę. W końcu udało mi się szybko napisać i sprzedać lukratywnie reportaż, ale oto, co było wcześniej:

Odpisałam na jakieś koszmarne ogłoszenie, w którym dostawało się chyba ze 3 złote za 1000 znaków.

Spędziłam ze dwie godziny najpierw na researchu, bo nie wiedziałam o co chodzi, a potem na opisywaniu jakichś… rozkładanych szklarni i kotłów.

Tak, szklarni i kotłów 😀

Następnego dnia pani była niezadowolona i zaczęła się przepychanka mailowa.

Poprawiałam te koszmarne szklarnie, ale to nadal nie było to.

Ponieważ kwota była śmieszna, mi było żal czasu na jakiekolwiek poprawki (nie wiem, czy zauważyliście, ale zwykle najtańszych artykułów wcale nie pisze się najłatwiej, tylko najtrudniej. To taka moja uwaga. Zawsze miałam z takimi paniami od artykułów za 2 złote najbardziej pod górkę).

W końcu po dwóch czy trzech dniach przepychanek zarobiłam na tym 8 czy 16 złotych.

Następnego dnia sprzedałam wymieniony wyżej reportaż z Goa.

Na pisaniu artykułów za 3 złote straciłam czas, nic nie zarobiłam i ogólnie to było bez sensu. Jak znam życie, to jeszcze trzeba było odesłać umowę.

Co powinnam zrobić zamiast tego?

Szukać fajnych zleceń, może nawet fajniejszych niż na co dzień, ale na pewno nie gorszych.

BONUS: jak uczynić swoje życie zawodowe prostszym na zawsze

To, że czasem nie ma się co robić przez tydzień lub dwa, może się zdarzyć zawsze i każdemu.

Problemem nie jest sama kilkudniowa przerwa w zleceniach.

Najgorsze są kończące się pieniądze i poczucie, że nic w tym tygodniu nie zarobię.

To właśnie dlatego trzeba mieć oszczędności.

Gdy brakuje zleceń, życie samo w sobie nie prezentuje się świetnie. Każdy banalny problem w rodzaju zepsutego laptopa, niezapłaconego rachunku czy choroby, urasta dodatkowo do rozmiarów życiowej katastrofy.

Nie można się doprowadzić do takiej sytuacji, że życie staje się koszmarem tylko dlatego, że przez parę dni nie ma co robić. Michał Szafrański radzi, że trzeba mieć poduszkę finansową w wysokości półrocznych zarobków.

Wiem, to dużo. Ale każdy może mieć kilkaset złotych na koncie oszczędnościowym lub skarbonkę.

W chwili trwogi nawet tyle pozwala przetrwać z godnością gorszy czas.

One comment

  1. Bardzo przydatny wpis 🙂

Comments are closed.