Krótka odpowiedź na to pytanie brzmi: tak.
Długa odpowiedź brzmi: tak, ale…
Sporo jest blogów, kanałów na Youtube czy całych społeczności, które namawiają do rzucenia wszystkiego i podjęcia pracy jako freelancer. Copywriter to jeden z popularnych wyborów, ale nie jedyny. Travel the world and earn while you drink coctails! Zarabiaj, żyjąc! Blogerzy prężą muskuły w jacuzzi i przekonują, że tak wygląda ich życie, a blogerki nic tylko od rana do nocy tarzają się w pościeli z boską fryzurą, jedząc pączki. Powstały na to wszystko całe określenia, jak np. cyfrowi nomadzi. Wystarczy ci laptop i już jesteś cyfrowym nomadem – możesz pracować skąd chcesz. Jak to wygląda w praktyce?
Pracuję w ten sposób już od prawie dziesięciu lat i muszę powiedzieć, że po pierwsze, to jest bajecznie. Faktycznie jeździłam sobie zawsze gdzie chciałam i pisałam artykuły z Indii czy domku w górach. Pracując przez internet nie trzeba się nikomu spowiadać z tego, gdzie się jest. O ile tekst zostaje dostarczony na czas, to moją słodką tajemnicą pozostaje, czy odsyłałam go stojąc w środku nocy na dachu w czasie burzy, bo tylko tam był zasięg, czy nie.
Czasy się bardzo szybko zmieniły. Pamiętam, jak byłam pierwszy raz w Indiach. Nie wiem teraz jakim cudem, ale z tego co pamiętam nie miałam ze sobą laptopa, telefon tylko taki podstawowy typu Nokia. Internet był wtedy w kawiarenkach internetowych. I teraz najlepsze: ja wtedy też jakimś cudem pisałam artykuły i je odsyłałam na czas! Szłam do kawiarenki i pisałam, a jak gasł prąd, to szłam coś zjeść i przeczekać, a potem znowu. Nie pisałam tak codziennie, ale zdarzało się.
Teraz wszystko jest bardzo proste, a internet jest praktycznie wszędzie. Nawet na wsi w Indiach często już jest to oczywistość, a nie opcja. Podobnie jest na polskiej wsi – parę lat temu byłam u koleżanki na działce pod Kozienicami i internet mobilny w jej domu nie miał zasięgu, więc wstawałam rano jak miałam coś do napisania, wsiadałam w PKS, jechałam do Kozienic, siadałam w tej restauracji którą wyremontowała Magda Gessler, i korzystałam z WI-FI. Kilka tygodni temu byłam na innej działce pod Kozienicami, w głuszy i z lasem dookoła, i spokojnie sobie pisałam, korzystając z internetu w telefonie.
Naprawdę na nic bym się nie zamieniła. Czasami tematy pojawiają się same, a inspiracją jest to, co się dzieje dookoła. W Indiach było o chyba 4 godziny wcześniej, niż w Polsce, to zawsze wszyscy myśleli, że jestem takim porządnym pracusiem, bo odpisywałam na maile o 8:01 rano czasu polskiego i jak coś trzeba było zrobić do południa, to miałam dawno zrobione. To cudowne życie.
Ale…
Mylą się ci, którzy pokazują to życie jako pasmo dogodności i kąpieli w jacuzzi. Są i minusy. Na niektóre rzeczy nie ma się wpływu. Nie ma internetu w całej wsi, przychodzi sąsiad z pretensjami, a ty wiesz, że za 23 minuty masz odesłać tekst i nikogo nie będą obchodzić twoje łzawe historyjki. Jak popsuł się zasilacz, to wsiadasz w autobus do Dharamkotu i godzinę jedziesz, a potem biegiem szukasz sklepu, póki nie zamkną, kupujesz, wracasz i modlisz się, żeby był prąd jak wrócisz. Inni są na wakacjach i „chłoną doświadczenia” a także „smakują życie” , a ty wiesz, że jak ten pieprzony autobus się spóźni, to zostanie ci na napisanie czegoś arcyważnego godzina, a nie cały dzień jak to było w planie, i nic z tym nie możesz zrobić.
Czasami jest to dość samotna droga: znajomi są od poniedziałku do piątku w pracy a potem się umawiają na imprezy, a ty możesz akurat siedzieć cały weekend w dresie i pisać. Potem budzisz się we wtorek, że poszłoby się gdzieś, spotkało z kimś, a większość normalnych ludzi ma wtedy w głowie zupełnie co innego. Zdarza się, że na wakacjach inni się bawią i odpoczywają, a ty wstajesz o 6:30, bo masz parę ważnych rzeczy do napisania, albo zostajesz w domu, bo musisz coś odesłać.
Nie zawsze spotyka się to ze zrozumieniem. Czasem jest to odbierane jako izolowanie się lub marnowanie urlopu na siedzenie przed komputerem, i zdarza się, że trzeba dość brutalnie bronić swojego stylu życia.
Cały dzień będziesz siedziała przed komputerem? Taka ładna pogoda… To co, w ogóle nie wyjdziesz? Szkoda urlopu… Nie po to jeździ się do Indii, żeby siedzieć przed komputerem, takie jest przynajmniej moje zdanie!! W internecie możesz sobie posiedzieć po powrocie!!!
Czasem WI-FI miało być, a nie ma. Inni mogą sobie pozwolić, żeby machnąć ręką, a ja muszę zmienić hotel lub wyjechać przed czasem, bo WI-FI to po prostu warunek mojego wyjazdu. Czasem odbierane jest to jako rozpuszczenie, na zasadzie: o, a ta to potrzebuje zawsze WI-FI do życia, wybrzydza na hotele, nie może wytrzymać dnia bez internetu, he-he.
Poza tym wyobraźcie sobie w ogóle przez chwilę piasek z plaży + delikatny sprzęt komputerowy. Absurd. Słońce odbijające się w ekranie. Sączenie drinków na plaży i praca? No nie wiem, u mnie to się całkowicie nie sprawdza, bo ani się wtedy nie bawię, ani nic tak naprawdę nie zostaje zrobione, więc dawno już przestałam nawet próbować.
Dlatego chciałabym ostudzić zapał tych, którzy myślą, że freelancerzy czy copywriterzy „w sumie to nic nie robią” i siedzą sobie cały dzień na plaży, bo niekoniecznie, a jeśli siedzą, to wymaga to od nich dobrej organizacji, kompromisów i poświęceń.
No, ale ogólnie to bym się nie zamieniła.
5 comments
Jedno jest pewne: pracując w Internecie, freelancer może zaniedbać świat realny. Chyba, że mu się udaje.
Mnie też ludzie o to pytają i wręcz czasem sama sobie pluję w brodę, że siedzę przed komputerem w domu, a nie na Karaibach… Ale chyba jednak wolę oddzielać pracę od wypoczynku – czyli zrobić co mam zrobić, a potem lecieć na wakacje (choćby kilkudniowe) bez telefonu i komputera, na totalnym luzie. Nawoziłam się już pracy po świecie, teraz wolę podróżować bez niej. 😉
Hah no tak, jeżdżenie z laptopem na plecach jak żółw też ma swoje wady;) Ale teraz te laptopy są takie lekkie że jest lepiej. Nie to co kiedyś:)
ach być cyfrowym Nomadem to moje małe marzenie;-) ale zgadzam się z Tobą w 100% bo wiem że obsługa mediów i pisanie to też inwestycja czasowa….ale jaka frajda!!!
p.s. nigdy nie tarzałam się w pościeli z pączkami ….jestem na diecie ;-))))))
[…] Kiedyś już tu zdradziłam, czy całe dnie leżę na plaży. […]